PICO BEJENADO – spacer nad chmurami


La Palma to raj dla ludzi,którzy lubią chodzić po górach. Nie ma czasu do stracenia,na odkrywanie wyspy mam tylko tydzień – wstaję rano,robię kanapki i łapię autobus z Los Cancajos do stolicy, a potem następny w kierunku parku narodowego Caldera de Taburiente.Wysiadam na przystanku Visitors Center. Dziś zdobędę Pico Bejenado – niektórzy mówią,że to jedyny prawdziwy szczyt na La Palmie :-) 








 Po wypiciu podwójnej kawy ( z braku laku z automatu)  – jestem gotowa do zdobywania górskich szczytów.Początek szlaku dobrze oznaczony, więc nie ma tradycyjnego problemu z szukaniem, gdzie zaczyna się ścieżka. Tu akurat to po prostu asfaltowa droga dojazdowa do położonych na zboczach osiedli.


Piękny, słoneczny,cichy poranek,a ja drepczę asfaltówką niestety ambicja nie pozwala mi na łapanie stopa,to był błąd – zaoszczędziłabym siły i jakieś 1,5 godziny. Więcej tego błędu nie popełnię :-) Samochodem można dojechać aż do El Barrio, skąd szlak schodzi z drogi w las. Od razu lepiej :-) Choć nie powiem, jestem już dość wykończona marszem asfaltem.

 

Okazuje się że nie jest tak łatwo,jak się z pozoru wydawało – szlak nie jest stromy,za to dość długi,wije się zakosami,zamiast ostro podejść w górę. W dodatku dźwigam kurtkę i polar….tymczasem – upał jest taki że można iść w bikini, wiatr wieje, ale nie chłodzi…jest ciepły…

Prawie jak Bieszczady

Powoli zaczyna sie otwierać widok na Valle de Aridane, co chwilę zatrzymuję się żeby obserwować jak chmura znad oceanu nadchodzi nad dolinę, aż w końcu pokrywa ją całą. 

 
 
Od tego momentu idę ponad chmurami
 

Po 3,5 godz od opuszczenia Visitors Center, jestem na szczycie.


 Spoglądam w głąb Caldery, wychylam się żeby zobaczyć obserwatorium na Roque Los Muchachos – bezskutecznie.

Można się opalać, po co ja brałam ten polar???
Widok w kierunku południowo-zachodnim
 

Niby nie było trudno, ale wykończył mnie upał i kilogramy ciuchów,które musiałam ze sobą targać.No ale nawet na subtropikalnej wyspie pogody w górach nie da się przewidzieć, miałam obawy,że na 1800 może być po prostu wypizd :-P. 

Jest przepaść…  ;-)
Widok na wschód

Drugie śniadanie ( niestety pasztetu brak) na krawędzi krateru, wpis do księgi pamiątkowej, krótka konwersacja z niemieckim małżeństwem, które oferuje że mnie podwiezie tą asfaltówką ( niestety, ja mam inne plany). I biegnę dalej….!


Od jakiegoś czasu mam kłopoty z kolanami,więc decyduję się wracać inną drogą – schodzę do obleganego przez turystów Mirador de Cumbrecita; w nadziei,że tam złapię jakiś transport na dół

(zamiast pokonywać ponad 1000 m zejścia)

Na początku idzie się grzbietem, potem dochodzi to przełęczy, z przełęczy w lewo w dół. Nie wiem, dlaczego brak zdjęć z części grzbetowej – może już nie miałam siły, a może mi się po prostu znudziło – kiedy od kilku godzin patrzy się na zajebiste widoki, powoli zaczynają powszednieć

Szlak na mapie oznaczony jako trudny – to po prostu dość stroma ścieżka we mgle,w dół zboczami krateru.Gdzieniegdzie są nawet drewniane poręcze. Na załączonych obrazkach akurat tego nie widać.


Klimaty jak z Blair Witch Project

Niezbyt podoba mi się ten etap wędrówki. Idę jakąś godzinę i robi się nieco nieprzyjemnie – cisza, mgła i ani żywego ducha; ba zaczynam się zastanawiac czy idę dobrą drogą i co będzie,jeśli zejdę gdzieś na samo dno Caldery – bez wody i jedzenia.

Tak,tym razem wzięłam nadmiar ciuchów, za to nie przewidziałam,że będzie tak gorąco i jadę na ostatnich kroplach wody. Niby nie ma się czego bać, ale kiedy jest się samemu w zamglonym lesie,gdzieś na małej wyspie, różne myśli przychodzą człowiekowi do głowy.

 
W końcu – ulga – ze mgły wyłania się parking, i jakieś budy; niestety brak oczekiwanej z utęsknieniem budki z zimną colą . Zamiast widoków – mleczna mgła.Zamiast tłumu – dwa samochody – para Szwajcarów zabiera mnie na dół.Wysiadam przy głównej drodze i patrzę w stronę, gdzie powinien być Pico Bejenado – gdybym sama nie była kilka godzin wcześniej na szczycie – nie uwierzyłabym,że są tam jakiekolwiek góry.Kapryśna pogoda na tej La Palmie….Cała wycieczka zajmuje mi jakieś 5 godzin, wsiadam w pierwszy autobus do Santa Cruz de La Palma, a tam wstępuję do polecanej w Lonely Planet knajpy na arepas i śmiesznie tanie piwo, które jak się pewnie domyślacie,wypijam jednym duszkiem. Całkiem fajnie spędzony dzień ( choć bez plaży)
 

Ps z wiadomych przyczyn – fotek z Mirador de Cumbercita brak, a szkoda….jest powód,żeby wrócić ;-)


Może się przydać :


 

5 uwag do wpisu “PICO BEJENADO – spacer nad chmurami

  1. Cześć. W maju zamierzam samotnie przewędrować La Palmę i w związku z tym mam parę pytań. Zgodziłabyś się pomóc? Cieszę się, że trafiłem na Twój blog, bo mam podobne podejście do „tematu”. W zeszłym roku obszedłem Maderę i mogę Ci ją serdecznie polecić. W czerwcu nie było ani jednego dnia desczu, za to góry cudne, a do tego zielono, ciepło i turystów na palcach jednej ręki.
    Pozdrawiam. Robert

    Polubienie

    1. Czesć! Pewnie! Mam nadzieję, że będę w stanie odpowiedzieć na pytania ;-) O Maderze myślałam, ale mam już wyjazdy na pierwszą połowę roku poplanowane, a potem chcę gdzie indziej. Pisz śmiało, najlepiej na Fejsie, możesz na priv, tylko jakoś daj znać, np.tu.ze napisałeś, bo wpadnie do folderu inne.

      Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.