Sendero de Bayuyo. Wśród zielonych wulkanów.


Z czym Wam się kojarzy Fuerteventura? Wystarczy wpisać ją  w wyszukiwarkę i google wypluwa jakieś 24 miliony stron; na zdjęciach widzimy lazurowy ocean, surferów, wydmy, kilometry złotego piasku, pustynię. Wulkany,trekking? To chyba nie na tej wyspie. To jeden z powodów,dla których tak długo omijałam Fuerteventurę. Jak się okazało – byłam w błędzie. Wyspa oferuje nie tylko najlepsze plaże Atlantyku i doskonałe warunki do uprawiania sportów wodnych, ale też rozbudowaną i dobrze oznakowaną siec szlaków pieszych. Zapraszam więc na pierwszą wedrówkę po Fuerteventurze.

Czwartego dnia z kurortu dla niemieckich emerytów na półwyspie Jandia przeniosłam się na północ – do rybackiej wioski El Cotillo, znanej z doskonałej fali. Zamieszkałam w domku dla surferów, małym klimatycznym hostelu,co na zabudowanej kompleksami all -inclusive wyspie samo w sobie było dość oryginalnym rozwiązaniem. Ale ja przeszłam samą siebie w schodzeniu z utartej ścieżki,hehe. Ludzie przyjeżdżają tam surfować,a ja,zamiast z deską pod pachą, wyszłam rano z plecakiem i w butach trekkingowych. Kolesie jedzący śniadanie popatrzyli się na mnie nieco dziwnie. Nie ma to jak przyjechać do raju dla surferów po to,żeby chodzić po górach.Zostałam hipsterem hipsterów ;-)

Szlak z Lajares do Corralejo to łatwa i przyjemna klikugodzinna trasa,ponoć szczególnie piękna po południu. Ja jednak wyszłam rano,w nadziei że popołudnie spędzę na słynnych wydmach. Do Lajares można dojechać autobusem z El Cotillo ( albo jak kto woli z Corralejo)W Lajares należy skręcić na asfaltówkę prowadzącą do Majanicho, ja oczywiście coś pomieszałam i z pół godziny błąkałam się wśród rozrzuconych u stóp wulkanu domków.

Lajares

Po kilkunastu minutach pojawia się drogowskaz pokazujący,że do Corralejo jest 13 km i zaczyna się właściwy szlak. Sendero de Bayuyo. Droga lekka, łatwa i przyjemna, żadnych trudności – prawie cały czas po płaskim utwardzaną drogą/kamiennym chodnikiem. Nuda? Być może. Ale ja się nie nudziłam – szłam sobie po prostu na lajcie, nie śpiesząc się, szczęśliwa,ze wreszcie pokazało się słońce. Myślę,że w pochmurny dzień trasa byłaby o wiele mniej ciekawa,żeby nie powiedzieć dobijająca.

Przestrzeń

Idę sobie, za mną na horyzoncie majaczą się góry, w tym wyróżniający się stożek Tindaya ( święta góra, wejście tylko z pozwoleniem od lokalnych władz – napisałam maila do Ayuntamiento La Oliva – bez odpowiedzi ). Przede mną łagodne kopuły dawno wygasłych wulkanów. Idę i zastanawiam się,ile milionów lat musiało minąć,żeby ziejące ogniem góry zamieniły się w zielone pagórki. W rzeczywistości aktywnośc wulkaniczna w tym rejonie miała miejsce ok 50 000 tys lat temu ( całkiem niedawno, prawda?) i powiększyła wyspę o ok 120 km2.

Po 1,5 godziny jestem na równinie z wulkanami po obu stronach szlaku, widać też już wybrzeże i Corralejo,a także góry na horyzoncie, Widoczność średnia,na pewno przez ostre południowe słońce, ale wycieczka wciąż przyjemna. Na tym etapie szlaku warto zboczyć i wspiąć się na wulkan Hondo – kamienny chodnik prowadzi na skraj krateru. Tam zrobiłam sobie pamiątkową fotkę i przerwę na drugie śniadanie.

Można zajrzec w głąb krateru.
Dobre lądowisko dla UFO.

Potem właściwie bez zmian – szutrowa droga wije się wśród ładgodnych wzgórz i pól lawy, na horyzoncie ocean, ogólny relaks,nawet nie wieje za bardzo.

Zaczynam się czuc,jak w krainie hobbitów; małe kopuły i zieleniaca się między wulkanicznymi kamieniami trawa; jakaś dziwna dziura . te małe górki to hornitos – miniwulkany;powstałe w wyniku erupcji dużych ilosci lawy. Jestem w szoku – wszystkiego się spodziewałam na Fuerteventurze, ale nie zieleni i sielankowych krajobrazów. Zieleń w ostrym słońcu bije po oczach, aparat rozgrzany do czerwoności, a ja z tym głupim uśmiechem na twarzy,który pojawia się,kiedy na szlaku widzę coś, czego się kompletnie nie spodziewałam. Kiedy myślisz : „ale tu jest zajebiście!”

Po prawej stronie widzę nieoznaczoną ścieżkę na wulkan Bayuyo, zastanawiam się,czy warto się męczyc, Na szczęście myślę : skoro jest ścieżka to trzeba tam iść! W miarę nabierania wysokości widoki są coraz lepsze, ale skupiam się na jak najszybszym wejściu na szczyt – wracam tą samą drogą, wtedy natrzaskam zdjęć. Szczególnie zachwycają widoki na południe – zielone małe wulkany bardzie kojarzą mi się ze Szkocją niż z pustynną Fuerteventurą. Po 20 minutach jestem na szczycie, teraz wiatr urywa głowę,ale za to otwierają się widoki na Corralejo, wyspę Lobos, Lanzarote i wydmy, a po drugiej stronie na wulkany i odległe pasma górskie na południu, które kuszą kolejnymi wycieczkami.Doskonale widzę też, jak się dostać na wydmy – po zejściu do cywilizacji muszę kierować się w stronę wielkiej kopuły ( cokolwiek to jest) a stamtąd już prosta droga na plażę.

Szkocja? Irlandia?
Corralejo

Nasuwa mi się banalna refleksja, że z góry wszystko wyraźniej widać…Cóż, coś w tym jest i to nie tylko dosłownie, ale i metaforycznie. Przecież kiedy idziemy w góry,zostawiamy wszystko na dole,i możemy spojrzeć na problemy z innej perspektywy…

 Na szczycie – niespodzianka : można zejść inną drogą. Widzę sylwetki ludzi wędrujących wzdłuż krateru, ale co najważniejsze – stromą ścieżkę, która schodzi wprost do Corralejo. Szlaków nie ma na mapie Kompassu który kolejny raz wprowadził mnie w błąd.

Można iśc dalej po krawędzi krateru
Ale można też zejść na skróty do Corralejo

Szybka ocena szlaku i zaczynam powoli schodzić w dół. Na warunki kanaryjskie to dość trudny szlak, na warunki górskie – bułka z masłem. Jedyna trudność to osuwające się kamyki, przy chwili nieuwagi można po prostu zjechać na tyłku, spaść raczej nie ma gdzie.

Nie chciałabym tędy wchodzic

Zaczynam odczuwać brak porządnej podeszwy z vibramem, i moich nowych butów, w których chodzę po Tatrach. Te, które mam na sobie lata świetności dawno mają już za sobą, podeszwa zdarta, tylko czekam aż wypadnie dziura, To zdecydowanie ich ostatni wyjazd.

Północny krater

Po kilkunastu minutach udaje mi się zejść  z wulkanu, znów jestem wśród malutkich zielonych kopulastych wzgórz.Mam do wyboru różne szlaki, z braku drogowskazów zdaję się na instynkt. Idę po zarośniętych ścieżkach wśród kamiennych stożków i za chwilę wychodzę….w okolicach jakiejś kopalni. Cywilizacja!

Północny krater w całej okazałości

Teraz czeka mnie mały spacer na plaże, jakieś 3 km. Po drodze na rondzie supermarket, jeśli będziecie szli w moje ślady – radzę tam zrobić zakupy na plażę – próżno tam szukać sklepu albo knajpy. Paradoksalnie ostatni etap drogi męczy mnie najbardziej, pod koniec schodzę z chodnika i znów idę na przełaj na plażę.

Tam byłam :-)

Na plaży w Corralejo wieje straszliwie, widoki jakoś nie zwalają mnie z nóg, nie wiem,czym ludzie się zachwycają i gdzie są słynne wydmy. (jak się okazuje wydmy są dalej,za hotelem Riu ale ja już nie byłam w stanie iść dalej, a już napewno stamtąd wracać. Jest powód,żeby wrócić do Corralejo)

Znajduję jakiś osłonięty zakątek i tam wreszcie rozkładam legowisko na ok godzinną sjestę. Kiedy leży się plackiem,słońce przygrzewa, ale wystarczy wstać i robi się po prostu ZIMNO.Czas leci nieubłaganie, zbieram się i z buta wzdłuż wybrzeża idę na dworzec autobusowy. Kolejne kilka kilometrów spaceru.

Corralejo nie zachwyca, typowy kurort nastawiony na Anglików,sklepy, knajpy,tłumy. Za to można na zakończenie długiego dnia zjeść paellę i popić sangrią za jedyne 8 euro. Dobry deal;-) Po raz kolejny sprawdza się zasada,że im większy kurort i „przerób” turystów,tym taniej

Wracam do El Cotillo wieczorem, tradycyjnie umordowana i od razu idę spać.Następnego dnia planuję totalny chilout,bo od przyjazdu na Kanary nie miałam chwili prawdziwego odpoczynku.
  • czas : 4.40 h  (z Lajares na plażę w Corralejo)
  • odległość : ok 17 km ( łącznie z dojściem na dworzec autobusowy)
  • trasę można równie dobrze zrobic w drugą stronę, albo wejśc tylko na wulkan; szlak w Corralejo zaczyna się podobno w okolicach dworca autobusowego; można też zacząc szukac go w okolicach kopalni

8 uwag do wpisu “Sendero de Bayuyo. Wśród zielonych wulkanów.

  1. Travelling Milady, kwestia gustu;) To był mój szósty wyjazd na Kanary, ani razu nie byłam rozczarowana, chyba po prostu moje miejsce na ziemi…;-) Jeżeli chodzi o Fuerteventurę, to myślałam,że jest nudna, tylko plaża i pustynia, a okazało się,że jest super ;) Ciągle góry na horyzoncie,mnóstwo szlaku, nie taka komercha jak się spodziewałam…Ale – Kanary nie są dla każdego, np nie ma żadnych zabytków, poza kurortami jest raczej dziko i pusto….

    Polubienie

  2. Co to jest ta dziura w zboczu na 3 zdjęciu pod tym, jak piszesz o hornitos? Taka z boku wzgórka – to krater? A tak w ogóle to zrób kiedyś jakis wpis o kosztach i kwestiach organizacyjnych, bo coraz bardziej mi sie te Kanary podobają (na Twoich zdjęciach;-)), ale nie wiem, jak je ugryźć:)

    Polubienie

    1. hmm, nie…kratery są wielkie;-) a to nie wiem co było, była jakaś tablica ale nie chciało mi się czytać :-D a o kwestiach organizacyjnych nie piszę, bo myślałam,że łatwo. zobacz wpis : Kanary? Przecież tam nic nie ma, tam jest co nieco;) Oczywiście mogę na priv,ale widziałam,że się do Chorwacji wybieracie w tym roku;)

      Polubienie

      1. No własnie to nie wygląda na krater tylko na jakąś jaskinie czy zapadlisko. A w kwestii wyjazdów – nie, nie, w tym roku jeszcze Rumunia i Bułgaria, w przyszłym Chorwacja i – może coś jeszcze jak czas/kasa pozwoli;-) Ja jestem strachulec, muszę mieć wszystko ogarnięte i oswojone umysłowo;-) To poczytam i dopytam Cie na priv.

        Polubienie

  3. Świetny opis! Byliśmy na Fuercie w 2013, za miesiąc wybieramy sie znów i teraz to juz na milion % zaliczymy te trasę. Wtedy córka była za mała 🙂 Choć próbowaliśmy od strony Corralejo i może dlatego sie nie udało wejść bo zniechęciła nas ta kopalnia…. teraz wejdziemy od Lajares 🙂 Dzięki za wskazówki! Polecam Lanzarote ! I Mancha Blanca 😃

    Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.