Tilos. Święty spokój za 10 euro


Grecja to jeden z najlepiej sprzedających się kierunków w polskich biurach podróży. Ciepło, blisko, tanio. W sezonie codziennie z polskich lotnisk wylatują czartery na greckie wyspy –  Kretę, Rodos, Kos; ładują ludzi w autobusy i zawożą do kompleksów all inclusive przy mniej lub bardziej zatłoczonych plażach. Grecja wydaje się kierunkiem oklepanym i komercyjnym, na pewno nie mekką backpackersów. Słowo kluczowe: wydaje się…

Ile jesteście w stanie zapłacić za święty spokój? Podobno niektórych rzeczy nie da się kupić, ale czasem naprawdę warto mieć kartę kredytową i nie zawahać się jej użyć.  10 euro – tyle wystarczy,żeby uciec na (prawie) bezludną wyspę. Tylko tyle kosztuje najtańszy prom z Kos na Tilos. Moim zdaniem to niezbyt wygórowana cena za spokój, puste plaże,krystalicznie czystą wodę, ruiny średniowiecznych zamków rozrzucone na szczytach gór…


Tilos to mała wyspa w połowie drogi pomiędzy Kos a Rodos z zieloną doliną,która kończy się kilkukilometrową plażą ze złotym piaskiem – tyle mniej więcej można przeczytać w przewodniku. Tyle wystarczyło, żebym wciągnęła ją na listę moich “places to see before you die”.


DSCN0700Na  wyspach Dodekanezu byłam wiosną 2013, więc nie planowałam tak szybko wracać w te rejony. Desperacko szukałam lotów na Kefalonię, w planach była Samos albo Karpathos, w końcu….znów wylądowałam na Kos. Jak zwykle zdecydowały ceny biletów (początek września to wciąż pełnia sezonu). Kos wręcz mi się nie podoba, za mało gór, za dużo turystów; ba kiedy w maju w górach złapało mnie gradobicie (więcej TU), stwierdziłam,że moja noga tam więcej nie postanie. Kos ma jeden plus – łatwo dolecieć z Krakowa I równie łatwo dostać się stamtąd na inne wyspy Dodekanezu.

Wybrałam górzystą Kalymnos (o niej przeczytacie TU) i malutką Tilos. Plan był taki : Kos – Kalymnos – Tilos – Kos, nieco uzależniony od rozkładu promów i oczywiście lotów. Na Tilos płynę nocnym promem z Kalymnos. Kiedy  idę przez port w Pothii ostatni ludzie wychodzą z knajp, noc jest gorąca, na przystani zaczyna zbierać się tłum – wreszcie z ciemności wyłania się olbrzymia sylwetka mogącego pomieścić ponad 1000 osób Blue Star Ferry.

Specjalnie zabukowałam sobie numerowane miejsce (tzw. air seat) żeby się tam w miarę spokojnie wyspa, ale kiedy weszłam stwierdziłam,że jakieś szemrane towarzystwo śpi tam pokotem i niewiele myśląc przeniosłam się do baru. W barze ludzie spali, gdzie popadnie, ale wydało mi się jakoś bezpieczniej. Na szczęście wygląda na to, że spanie na greckich promach w barze to rzecz  powszechna i nikt nie zwracał na nas uwagi, nikt też nie oczekiwał, że cokolwiek kupimy. Spało się fajnie, ale przemarzłam na kość, może i w Grecji jest kryzys, ale na klimie na promach na pewno nikt nie oszczędza.

Wreszcie,około piątej rano przypływamy do malutkiego portu, na przystani tłum – dla nich wakacje na Tilos już się kończą, popłyną na Rodos, żeby złapać  samolot z powrotem do domu. Dla mnie przygoda z Tilos dopiero się  zaczyna.

DSCN0784Kiedy kupowałam bilet na nocny prom miałam plan, że po dotarciu na Tilos po prostu walnę się spać na plaży, bo w apartamencie mogłam zameldować się dopiero od 12. Ale okazało się, że bez problemu mogę się zjawić  i o szóstej rano. Nad ranem wysiadłam w Livadii i dotarłam pod drzwi hotelu. Ciemno, cicho, recepcji brak. Nikt na mnie nie czeka. Rzuciłam plecak, siadłam na schodku i patrzyłam jak zza gór nad zatoką powoli wschodzi słońce. Wsłuchuję się w śpiew ptaków…i chrapanie za ścianą. Tam musi być recepcja, a człowiek, który miał mnie przyjąć po prostu śpi !Pukam – świeci się światło,wychodzi zaspana kobieta,a zza jej pleców wygląda równie zaspany facet – najwyraźniej tam mieszkają, ups!

Kobieta nic nie wie o tym, że miałam przyjechać bladym świtem. Dzwoni do syna, który jest właścicielem i już za chwilę idziemy do apartamentu, który niedawno opuścili goście (pewnie wsiadali na prom, szkoda – mogli mi po prostu przekazać klucz). Matka właściciela jest bardzo miła, pomagam jej ścielić łóżko, jest mi autentycznie głupio, że ją obudziłam, zwłaszcza,że bardziej jest zatroskana moją godzinną wegetacją pod drzwiami, niż wkurzona, że ktoś dobijał się o świcie do drzwi. Padam na łóżko. Śpię jakieś trzy godziny….szkoda czasu na spanie, skoro mam na Tilos niecałe trzy i pół dnia.

DSCN0883

O Tilos niewiele można znaleźć w przewodnikach, ale nie odkrywam jej po omacku. Wręcz przeciwnie – wędruję śladami Jennifer Barclay, anielskiej pisarki, która przeniosła się na wyspę i prowadzi bloga Octopus in my ouzo, w plecaku wiozę jej książkę Falling in honey. Na szlak idę z Jennifer, razem z nią wdrapuję się na zamek w Megalo Chorio, opalamy się na tych samych plażach, kupujemy ciasto szpinakowe w tej samej (bo jedynej na wyspie) piekarni, ba – piję Retsinę i jem zachwalaną przez nią kozinę w sosie cytrynowym (absolutny hit!).

DSCN0601Samej Jennifer nie spotykam – nie ma jej na wyspie, pojechała za miłością do Australii. Szkoda – na pewno wypiłybyśmy piwo ( albo kilka) w kantynie na plaży. Zamiast tego przy kantynie spotykam jej psa i Steliosa opisanego w książce ( ciekawe, czy facet zdaje sobie sprawę, że jest sławny).

Tilos to naprawdę malutki skrawek lądu – 14,5 km długości i maksymalnie 8 km szerokości; wydaje się,że łatwo przejść ją wzdłuż i wszerz. 780 mieszkańców, jedna droga, jedna dwukilometrowa plaża, jeden bizantyjski klasztor, niezliczona ilość malutkich zatoczek, do których można dojść górskimi szlakami, pięć zamków, sto gatunków ptaków, wioska duchów, muzeum miniaturowych słoni, które mieszkały tu w okresie neolitu. Od tego wszystkiego może zakręcić się w głowie. A jednocześnie – na Tilos panuje spokój, ludzie są mili, mimo znikomego ruchu ( a może własnie dlatego) stopa nie łapie się dłużej niż 10 minut,czujesz się jak gość, a nie turysta/podróżnik/wczasowicz ( niepotrzebne skreślić).

DSCN0503

Pomimo tego, że wstawałam o 6-7 rano, nie udało mi się wszystkiego zobaczyć. Nie dotarłam na małe, odległe plaże, nie udało mi się wydrapać na wszystkie góry z ruinami zamków, nie zdążyłam zajrzeć do jaskini lilipucich słoni. Ale przecież w wakacjach nie o to chodzi, żeby zobaczyć wszystko i pędzić bez chwili wytchnienia. Mam wiele powodów, żeby na wyspę wrócić ( właściwe mało jest miejsc gdzie bym nie chciała wrócić )

Jeśli będziecie kiedyś na Tilos, nie możecie przegapić :

1.Plaża Eristosdla niej tu w sumie przyjechałam, kostium nieobowiązkowy, można rozbić namiot,kantyna i klimat trochę hippisowski DSCN0670 2.Zamek Megalo Chorio – niespodziewany hit pobytu na wyspie ( więcej TU)DSCN0593 3.Mikro Chorio wioska duchów,opuszczona przez mieszkańców w latach 50 -tych DSCN0718 4. Livadia – port i dobra baza wypadowa DSCN0859


  • jak dojechałam : samolotem na Kos albo Rodos, a potem promem , do wyboru mamy : Blue Star Ferries ( tańszy) albo Dodekanisos Seaways. Ważne : bilet kupiony przez internet trzeba wymienić w porcie/ lokalnym biurze podróży na kartę pokładową
  • gdzie spałam : większość apartamentów znajduje się w Livadii,ja mieszkałam w Sevaas Studios – 20 € za apartament z kuchnią
  • poruszanie się na miejscu : autobusy Livadia – Megalo Chorio – Eristos – średnio co godzinę, można stopem, można piechotą
  • co jadłam – w Livadii i Megalo Chorio kilka restauracji, ceny nieco wyższe niż na dużych wyspach; mini market. – mały wybór, więc jeśli planujecie gotować w apartamencie, lepiej zrobić większe zakupy na Kos/Rodos  ( ja jechałam obładowana torbami niczym nasi rodzice na saksy)

13 uwag do wpisu “Tilos. Święty spokój za 10 euro

  1. Ja nigdy nie chcę zobaczyć wszystkiego w danym miejscu, bo wtedy nie miałabym po co tam wrócić. Np w Barcelonie przez miesiąc nie byłam pod Sagradą Fimilią, dopiero za drugim razem pojechałam ją zobaczyć w całej okazałości.. Z drugiej strony na świecie jest tyle do zobaczenia, że nie ma opcji, żeby pojechać wszędzie… Szkoda, że żyjemy tak krótko :)

    Fajnie, że za 10 euro można dotrzeć w takie miejsce.. Cudne zdjęcia :)

    Polubienie

    1. dzięki!no 10 euro plus dolot na Kos ;-) ja lubię wracać, wtedy nie mam takiego ciśnienia już…i nie biegnę,żeby zobaczyć jak najwięcej….;-) straszne jest to że braknie życia,żeby wszędzie pojechać……

      Polubienie

  2. My też mamy Grecję w sercu. To kraj, gdzie zawsze bardzo chętnie się wybieramy. Grecja niestety potrafi być bardzo zatłoczona, ale faktycznie jest tak jak piszesz, trzeba koniecznie obrać inny kierunek niż tłum i już jest dobrze. U nas była bardzo podobna sytuacja na Krecie: http://www.gdziejestmaluch.pl/2014/12/ucieczka-z-rethymno.html , wystarczyło wyjechać parę kilometrów za Rethymno i odczucia zmieniają sie o 180 stopni

    pozdrawiam

    Polubione przez 1 osoba

  3. Pięknie, pięknie, pięknie! Przyznam, że ciężko mi o jakimkolwiek kierunku powiedzieć, że jest oklepany. Popularny- ok, ale nie oklepany, bo większość ludzi kursuje między tymi samymi gorącymi punktami, nie zahaczając o rewiry mniej oczywiste. Gdy byłam na Korfu chciałam popłynąć na pobliskie, nieuczęszczane wyspy, ale niestety cena wahała się w okolicach 50€, więc odłożyłam to na inny raz :)

    Polubienie

    1. no ale wiesz, Grecja na ogół nie kojarzy się z miejscem dla backpackerów, tylko z tanimi wakacjami z biura podróży ;-) ceny promów się różnią w zależności od firmy; ja jednak wychodzę z założenia,że lepiej dopłacić i zwiedzić takie miejsca ;-) marzy mi się trip : Samos – Ikaria -Fourni, albo Cyklady.

      Polubienie

  4. Nigdy nie byłam w Grecji, o dziwo. Zawsze jakoś bardziej ciągnęło mnie, gdzieś indziej. Ale coraz bardziej mam na to ochotę, szczególnie po takich relacjach i zdjęciach jak Twoje ;)

    Polubienie

    1. ja Grecję po prostu kocham!tam jest taka atmosfera spokoju,nie wspominając już o ciepłym,spokojnym morzu i słońcu ;-) mam w planach jeszcze dużo,dużo Grecji ;-) Plus – mam też w zanadrzu inne relacje z greckich wysp

      Polubienie

  5. Stwierdzam z pewną zawiścią (to żart oczywiście) że ktokolwiek z Kraju Nad Wisłą oprócz mnie był na Tilos, i jeszcze tak ładnie i serdecznie o tej wysepce napisał. Nie wspomniałaś – miałaś prawo nie zauważyć – że na plaży Eristos są tak naprawdę dwie kantyny. Tę bliżej przystanku autobusowego prowadzi Jorros, niski, krępy facet o nieograniczonym poczuciu humoru, ponadto, był kiedyś w Polsce. On wypowiedział prorocze słowa: „whoever has come to Tilos once, he will be coming back and back again…”. Miał rację. Ja jadę tam za tydzień, już po raz trzeci od 2014 roku. Ale nie mieszkam w namiocie, tylko w hotelu- też tuż obok przystanku. Jest to jedyny hotel na Eristos Beach, stworzył go od zera pan Hippokrates Kazoulis, każde drzewko, każdy pomidorowy krzaczek – to on zasadził. Ma już ponad 80 lat, oprócz greckiego zna jeszcze około stu słów w języku Goethego :) Od plaży jest 180 metrów, całą noc słychać szum fal. Nocą trzymam drzwi otwarte zarówno te na tarasik jak i wejściowe – nie ma nic milszego jak rano zastać w pokoju smacznie śpiącego jednego albo i dwa koty pana Hippokratesa.

    ALE droga Blogerko – nie propaguj(my) Tilos. Niech zostanie owym unikalnym get’awajem, ostoją wolności i przyrody. Na szczęście promów jest mało, dotarcie tam wymaga niezłej organizacji czasowej, niech, powtarzam, tak zostanie. Ogarnia mnie przerażenie na myśl, że któregoś dnia wyboista ścieżka wzdłuż Eristos Beach zamieni się w promenadę pełną barów, klubów gogo i co najmniej jedno kasyno. Niech jak najmniej ludzi w ogóle zna tę nazwę.

    Polubienie

    1. To prawda, nie znam nikogo, kto był na Tilos i może racja, lepiej nie propagować. Niestety, po tym jak Ryanair zniknął z Kos jest mi dużo trudniej się tam dostać, myślałam o tym tej jesieni, ale już wiem, że się nie uda (nogę złamałam i na zwolnieniu jestem, więc nie dam rady od razu urlopu wziąć).Bardzo chcęvtam wrócić ;-) Mogę dostać namiary na hotel? Mogą być na priv. Dziękuję z góry!

      Polubienie

      1. Treść wiadomości

        Aż tak wielką tajemnicą nie da się otoczyć tego hotelu, zwłaszcza że też jego nazwa jest sympatyczna i prostolinijna jak cały jego personel (w tym koty). Eristos Beach Hotel. Na co dzień zarządza nim wnuk pana Hippokratesa, imieniem Maikl. Maikl zwykł dzielić swój czas na miesiące wakacyjne w hotelu a pozostałe w Dortmundzie. Jak na Greka pracującego w RFN przystało, kupił sobie kiedyś mercedesa, przywiózł go na Tilos i postawił bodajże pod tujami (bądź czymś podobnym). Z drzewa się sypie i już trzeba pewnego kunsztu aby rozpoznać że to coś co tam stoi nie ruszone od kilku lat nawet o pół metra – to chyba jest samochód. Na co dzień bowiem Maikl jeździ czymś co stanowi unikalną mieszankę drezyny, lawety, wozu strażackiego i po części nawet jakby auta osobowego.

        Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.