Kerkis Samos

Niezdobyty Kerkis.Trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść niepokonanym…


Wiedziałam, że tak będzie. Gadałam o tej górze non stop. Każdej napotkanej osobie opowiadałam, że na nią wejdę. Wędrując po Fourni patrzyłam na jej sylwetkę z oddali jako na mój kolejny cel. Na promie upierałam się, że widać Samos i moją górę. Nie słuchałam nikogo, że ciężko będzie wejść na szczyt w upale. Jednym słowem – kozakowałam. Jak było do przewidzenia – zapeszyłam. Teoretycznie mogłam ją zdobyć, praktycznie też, ale podjęłam bardzo trudną dla każdego górołaza decyzję o odwrocie. Teraz trochę żałuję, ale tego dnia schodząc szutrową drogą i desperacko szukając skrawka cienia przez ostatnie dwie godziny byłam pewna, że zrobiłam dobrze… Góry nie zdobyłam, co nie znaczy, że wycieczka była nieudana. Ale od początku….

DSCN6701


Masyw Kerkis, i jego najwyższy szczyt Vigla, to wygasły wulkan, który znajduje się w najdzikszej, wschodniej części wyspy Samos. Góra ma tylko 1433 mnpn ale wyrasta niemal wprost z plaży, dlatego robi wrażenie ogromniej. Dodatkowo – wędrówka zaczyna się z poziomu morza, czyli wejście na Kerkis to prawie tak jak na Rysy z Palenicy.


Do ataku szczytowego przygotowuję się w base camp Votsalakia – wybieram hotel położony najbliżej drogi na szczyt ( jak się okazuje, to jedyny atut tego przybytku); wcześniej cały dzień plażuję i regeneruję siły, zaopatrzam w prowiant , 2 litry wody i litr powerade. W greckich górach o strumyku można tylko pomarzyć ( a nawet jeśli jakiś jest, to ja tego nie wiem) Pierwotny plan zakłada, że wyjdę o piątej rano, ale szybko świta mi (nomen omen) myśl, że jasno robi się ok siódmej i będę musiała sama iść dwie godziny przez ciemny las.

DSCN6498

Ostatecznie zaczynam wędrówkę po szóstej, wieje tak, że niemal przewraca mnie na prostej drodze. Idę pustą, ciemną drogą i coraz bardziej zbliżam się do mrocznego masywu przede mną. Nagle zaczyna się rozjaśniać, uświadamiam sobie, że to już, wybiegam na górkę i widzę jak małe czerwone słoneczko wyskakuje zza gór. Szczerze mówiąc, spodziewałam  się go nad morzem Stoję i gapię się prosto w czerwoną kulę.

DSCN6603

Uświadamiam sobie, że człowieka zawsze będą fascynować spektakle przyrody.  Rzadko mam okazję oglądać wschód słońca, dlatego każdy jest dla mnie przeżyciem, cieszę się jak dziecko, kiedy widzę jak skały robią się złote, wszystko wygląda zupełnie inaczej niż w blasku dnia, magicznie. Nawet dla tej chwili warto wstać w środku nocy.

DSCN6622

Jest pięknie, złociście, wiatr ucicha, a ja maszeruję do góry. Nagle droga się kończy, czekam aż pojawi się Evangelistria  tak powinno być według mapy, ale klasztoru ani widu ani słychu. Za to ścieżka zaczyna się wić stromo wśród skał, pojawiają pierwsze, rozległe widoki na wybrzeże i wyspę Fourni. Tak przez kolejne pół godziny.

DSCN6644

Wreszcie widzę zabudowania w lesie – zamiast klasztoru pełnego wesołych zakonnic częstujących wędrowców wodą  i sprzedających pamiątki – cichy i opuszczony budynek.  Drogowskaz kieruje mnie w las i tu mój zapał się kończy.

DSCN6726

Idę już bite dwie godziny i nie doszłam nawet do Profitis Ilias ( wg miejscowych to jeszcze godzina drogi, ja dotrę tam w ciągu dwóch) W lesie jest zimno i strasznie wieje, nie chce mi się dalej iść, ale w myśl zasady – coś być musi do cholery za zakrętem – brnę dalej. A za zakrętem – smagane wiatrem i wystawione na słońce strome zbocze z osypujących się kamieni i zygzakowaty szlak.

DSCN6672

Szlakowskaz pokazuje 1500 m do Profitis Ilias. Teraz wlokę się jak żółw, ale wciąż idę, tym razem w nadziei, że zobaczę, co jest po drugiej stronie wzgórza. Już wiem, że na szczyt nie wejdę. Kilkanaście minut grzbietem, szlak skręca prawie o 360 stopni i widzę przed sobą budynek. Po skałach biega coraz więcej kóz.  Ledwo co idę pod wiatr, marząc że schronię się, jak kiedyś na górze Dikeos w małym kościółku. Ale zamiast klimatycznego kościółka, jakaś dobudówka, dziwny domek. Wchodzę na czyjeś podwórko, co tu dużo gadać – śmierdzące podwórko  i nagle z domku wychodzi umorusany i pachnący jak kozy pan.

Na szczęście nie chce zamordować samotnej dzieczyny na pustkowiu, za to uśmiecha się od ucha do ucha.  Jestem w ciężkim szoku. Ja wlazłam tu w cztery godziny, a on tu mieszka? I za każdym razem, kiedy chce uzupełnić jedzenie/wodę musi schodzić na dół. Nie mam czasu na analizę jego losu, jest mega zimno, jak niepyszna idę dalej, w stronę ogromnej góry. Okazuje się,że to co widać z plaży, co wcale nie jest Kerkis, on pokazuje się dopiero po 4 godzinach wędrówki. Zatrzymuję się na płaskowyżu pośród skał, po tropikalnych upałach nie ma śladu, wieje jak na grani. A ja nie mam nawet gdzie usiąść, bo ciężko znaleźć miejsce bez kozich bobków.

DSCN6679

Do szczytu jeszcze rzekomo godzina. Nie wydaje mi się. Jest dopiero 10 rano, mogłabym iść dalej. Nie wiem, czy bardziej nie mam siły czy weny. To nie Polska, nie ma żywej duszy, nie ma schroniska z gorącą herbatą/ zimną colą. Nie wiem, jak wygląda szlak. Pewnie bym tam wylazła, ale kto by potem za mnie wrócił? Odpuszczam. Bez żalu, za to z pewną ulgą. Nad górą kłębią się chmury, ile razy zawracam, tyle razy szczyt się pokazuje; bawi się ze mną w chowanego. Zawsze mogę tu  kiedyś wrócić, góra będzie na mnie czekać.

Powrót na lajcie, już nie muszę żadnej góry zdobywać, mogę się wyluzować  Idę i podśpiewuję sobie kawałek Perfectu „trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść, niepokonanym”. Pasuje. Zaraz za chatką wchodzę w stado kóz, w powietrzu dźwięk dzwonków, szczekają pasterskie psy, wieje wiatr, gdzieś na dole fale Morza Egejskiego. Jestem tak oszołomiona tym wszystkim, że prawie gubię szlak.

DSCN6698

Potem już bez niespodzianek. Idzie się dobrze, szybko, i bez bólu kolan.Około południa spotykam faceta, który idzie na szczyt. Szczerze mu współczuję, bo zaraz wejdzie na zbocze bez jakiegokolwiek cienia. Ciekawa jestem, czy mu się udało. I nie wiem, czy zdawał sobie sprawę co go czeka – nie wyglądał mi na zaawansowanego turystę. Ale moze właśnie dlatego wlazł tam, a ja nie :-)

DSCN6715

Przeczucia mnie nie mylą, ostatni  żmudny etap po szutrowej drodze to katorga. Po raz kolejny obcierają mnie buty, więc każdy krok sprawia ból. Cień pojawia się sporadycznie. Odwracam się co jakiś czas i patrzę, gdzie dziś byłam, to zawsze mnie podnosi na duchu. Nuda i beznadzieja schodzenia. Na wybrzeżu jestem o 14, więc cała, niedokończona wycieczka z króciutką przerwą zajmuje mi 8 godzin ( i ok. 18 km) Myślę, że gdybym wydrapała się na szczyt doszłoby do tego kolejne 2-3 h. Jednym słowem – górka mała, ale wyrypę udało się zaliczyć. 

za tą górą jest właściwy szczyt


Kerkisa nie zdobyłam na własne życzenie. Nie wiem, co mogłam zrobić inaczej; zupełnie nie wiem, jak do tej góry podejść następnym razem ( a znając życie kiedyś będzie następny raz) .Na pewno jakimś rozwiązaniem byłoby podjechać samochodem do końca drogi ( oszczędzamy 1,5 h i mnóstwo sił). Pytanie, skąd wziąć transport o 6 rano, na taksę w Kampos chyba o tej porze nie można liczyć, pytanie też, czy taksa miałaby napęd na cztery koła. Inna opcja – wziąć czołówkę i zacząć o 5, i modlić się, żeby z krzaków nie wyskoczył jakiś zwierz. Jestem odrobinę rozczarowana, ale bardziej zadowolona z siebie – w górach, podobnie jak w życiu nie mam parcia na szkło; za to ( odwrotnie niż w życiu) dużo zdrowego rozsądku. Nie żałuję 18 km spaceru, bo widoki były przepiękne, a klimat o wschodzie słońca to coś, co zostanie w mojej pamięci. Kerkis niezdobyty, ale nie martwię się – mam w zanadrzu Rysy! Biorąc pod uwagę liczbę osób, którym chwaliłam się tym pomysłem – pewnie skończy się tak samo :-)


6 uwag do wpisu “Niezdobyty Kerkis.Trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść niepokonanym…

  1. Góra wspaniała !!! Mój główny cel wakacji !!! W ciągu tygodnia szczyt zdobyłem 3 razy. Start z hotelu Kampos Village, do szczytu 12km. Start 4 rano i pierwsze kilometry w ciemnościach. Dwa wejścia typowo wędrowne ,raz z żoną i raz z wakacyjnym sąsiadem. Czas całej wycieczki około 8 godzin. Jedno wejście samotne, typowo biegowe , czas wycieczki 4 godziny – zdążyłem na hotelowe śniadanie :) . Jeżeli kiedykolwiek będę miał okazję wrócić na Samos, z pewnością nie odmówię sobie kolejnego ataku na szczyt !

    pozdrawiam :)

    Polubienie

    1. Góra wspaniała, ale 1500 m podejścia ;-) Jednak za późno wyszłam, o 10 miałam jeszcze godzinę do szczytu i mało wody. Może kiedyś uda się poprawić. Gratuluję tych trzech wejść w tak krótkim czasie!

      Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.