Tak się spełnia marzenia!


Listopad to tradycyjnie czas narzekania. Kraków spowity gęstym smogiem, zimno i ciemno, urlop wykorzystany do zera, koniec roku to czas podsumowań, ktore nie zawsze wypadają dobrze. Smutek i nostalgia. Ale kiedy tak siedzę na sofie i użalam się nad sobą, nagle przypominam sobie, chociaż moje życie nie wygląda do końca tak jakbym chciała, jestem szczęściarą. Przecież udało mi się spełnić kilka marzeń, które kiedyś wydawały się nierealne. I wcale nie było tak trudno!

Koprowy Wierch

Zwykle zaczyna się tak samo – zdjęcie znalezione przypadkowo w necie, notka o jakiejś nieznanej wyspie w przewodniku, magiczne miejsce z dzieciństwa. Najpierw jest faza zachwytu, potem faza zwątpienia – nie da się, za drogo, za daleko, za dużo zachodu,żeby tam się dostać. Wrzucam zdjęcie na fejsa, zbieram lajki i sprawa przycicha. Ale szukając tanich lotów, gdzieś pod czaszką mam to miejsce  w pamięci, bez ciśnienia. Nic na siłę, nie mam planów, mam marzenia. Często udaje się je spełnić. Kiedy docieram do miejsca ze zdjęcia najczęściej jest wielkie „wow!” ( albo i nie), zdjęcie znalezione w internecie staje się kolejnym zdjęciem w moim aparacie, a ja czuję się szczęśliwa. I może to banalne, ale wtedy wierzę, że wszystko jest możliwe. Jak się spełnia marzenia?

Wyspy Kanaryjskie – to marzenie z dzieciństwa. Chyba już jako dziecko odczuwałam głeboką niechęć do polskiego klimatu i pociąg do dalekich lądów ( wtedy myślałam, że są na końcu świata). Siedziałam z atlasem geograficznym i analizowałam; ba, umiałam wymienić każdą wyspę archipelagu z nazwy ,a ich kształty miałam przed oczami. Wydawało mi się, że trzeba być milionerem, żeby dotrzeć na wyspy szczęśliwe ( to było w czasach, kiedy nikomu się nie śniło o tanich lotach). Kilkanaście lat później, czytając forum gazeta.pl zazdrościłam ludziom, którzy byli tam kilkakrotnie i myślałam – oni muszą mieć kupę kasy.

DSCN2035

Listopad 2011 – kiedy ludzie w kurtkach i czapkach nawiedzają cmentarze na Wszystkich Świętych, ja leżę na plaży w San Juan na Teneryfie.  Potem było już z górki – w ciągu 4 lat byłam na Kanarach 6 razy,odwiedziłam 6 z 7 wysp, niektóre kilka razy.  Za kilkanaście dni lecę znów –  bo pojawił się tani bilet i nie mogłam się opanować. Bilet kosztował 400 zł, tyle co cztery dobre weekendowe imprezy. Odległe wyspy szczęśliwe, nierealne marzenie z dzieciństwa stało się miejscem, gdzie mogę polecieć na weekend i czuję się, jakbym wracała do domu.Więcej o moich Kanarach TU  Niżej kilka zdjęć z różnych wysp archipelagu.

Puerto Naos ( La Palma) – jakiś czas temu jeden z fan page’ów  wrzuca podobne zdjęcie. Od razu wiem, że muszę tam pojechać. Ale La Palma ( nieznana i niekomercyja Wyspa Kanaryjska) to jak koniec świata. Daleko i drogo. Niemożliwe, że tam dotrę.

Puerto Naos

Tak naprawdę trzeba tylko dopłacić za prom i dołożyć kilka dodatkowych dni to standardowego wyjazdu. Co miesiąc przelewam sobie 100 zł z hasłem La Palma na drugie konto. Kiedy nadchodzi czas kupuję bilety. We wrześniu 2013 staję na czarnej plaży ze zdjęcia. Jak się okazuje, szału nie ma. Ale w La Palmie się zakochuję i wiem, że będę tam wracać.

Plaża Eristos ( Tilos) – podczas wiosennej wycieczki do Grecji w 2013 z nudów czytam przewodnik. W kliku zdaniach wspominają tam o malutkiej wyspie z żyzną doliną zakończoną długą plażą ze złotym piaskiem. Dwa razy nie trzeba mi powtarzać. Tradycyjnie – początkowo dotarcie na wysepkę wydaje się ekstremalnie trudne logistycznie, noclegi drogie, a w necie znajduję tylko szczątkowe informacje na jej temat.

Tilos

We wrześniu 2014 wysiadam ze stopa, pokonuję ostatni kilometr przez sady owocowe i gaje oliwne pieszo i wreszcie zza drzew wyłania się plaża Eristos. Czuję się niemal jak w filmie „The Beach” ( moim ulubionym nota bene) Dotarłam na niebiańską, pustą, długą plażę. Plaża ma z kilometr długości i jestem na niej prawie sama, kostium oczywiście nieobowiązkowy. Szczęście….Prom z łatwo dostępnej Kos – 10 euro i 3 godziny rejsu, apartament 20 euro za noc!

Plaża Megalo Seitani ( Samos) Jesień 2013.Nie pamiętam już ,co googluję, ale wyskakuje zdjęcie dzikej plaży w górach. Sprawdzam lokalizację. Wyspa Samos. Samos – gdzie to jest? Północno – wschodnie Morze Egejskie. Nie znam nikogo, kto tam był, nie lata Ryanair, promy drogie, pływają rzadko a rozkład niepewny. Zerkam na mapę – żeby było ciekawiej rajska plaża znajduje się na totalnym zadupiu, bardzo daleko od lotniska. Pomysł chwilowo chowam do lamusa, za to kupuję sobie mapę, tak na wszelki wypadek. Mam obawy jednak, że nigdy jej nie wykorzystam.

Samos

Mapa leży w pudełku dwa lata. Wrzesień 2015 – po dwugodzinnym trekkingu przez dzikie i górzyste wybrzeże wyspy staję na prawie pustej plaży Megalo Seitani. Woda jest turkusowa, ciepła, spokojna, piasek czysty, wokół poszarpane, skaliste zbocza gór. Dwa namioty na plaży i jeden koleś biwakujący w krzakach.  Spędzam tam piękny dzień. Nie chcę stamtąd wracać. Zdecydowany „highlight” wyjazdu na Samos. Dla tej plaży tam przyjechałam i nawet tylko dla niej warto!

Azory – kiedyś oglądając mapę zauważam archipelag na środku Atlantyku. Może to jakaś alternatywa dla Kanarów. Azory – wulkaniczne zielone wyspy, bilety kosztują ponad 1000 zł. Zapominam o nich. Kiedy w grudniu 2014 Ryanair otwiera bazę na Azorach i wrzuca tanie loty, przed tydzień nie śpię po nocach analizując połączenia i oglądając na u-tube filmiki z wysp. Wreszcie kupuję bilety z odległym terminem za pół roku. Jestem naprawdę podekscytowana. Na Azory dolatuję z Wrocławia, przez Eidhoven i Lizbonę. W pierwszej chwili nie mogę uwierzyć,że tam jestem. Potem euforia mija ( dlaczego? przeczytajcie TU ) Ale wiem, że gdybym wtedy nie kupiła tych biletów, nie spałabym po nocach do dziś.

Sao Miguel

Barcelona – marzenie jeszcze z czasów kiedy mieszkałam w Szkocji, chyba pod wpływem filmów stwierdziłam, że to najwspanialsze miejsce na ziemi. Kiedy wiosną 2008 ląduję z bratem na lotnisku El Prat czuję, że mój sen staje się rzeczywistością. Tym razem – sen nie jest tak piękny, jak się spodziewałam. Barcelona mnie rozczarowuje, męczy mnie tłum i hałas. Nie mamy siły zwiedzać, a najbardziej podoba nam się siedzenie na plaży z piwem. Po kilkudniowym pobycie stwierdzam, że więcej do miast nie jeżdżę ( i tego się trzymam do dziś) Ale wiem, że gdybym nie sprawdziła na własnej skórze o Barcelonie śniłabym do teraz.

Tatry Słowackie – z Krakowa do Zakopanego – rzut beretem, autobusy co pół godziny. W Tatry Słowackie – to już inna sytuacja – daleko, nie da się bez auta! Tak mi wszyscy wmawiali….aż w to uwierzyłam. Zimą 2014 kupuję  mapę i w depresyjne wieczory z kieliszkiem dobrego wina analizuję szlaki, oglądam filmy na u – tube, szukałam łatwych tras. Tak blisko a jednak terra incognita. Do czasu. Jesienią 2014 stwierdzam, że muszę się wyrwać z Krakowa i porannym Szwagropolem uderzam do Zakopca, stamtąd busikiem, stopem i pociągiem do Smokovca, gdzie w hotelu melduję się już o 14.

Lodowa Przełęcz

Spędzam piękny weekend w Tatrach Słowackich, zaliczam moje pierwsze łańcuchy i odkrywam zupełnie nowe Tatry. Piękniejsze i potężniejsze niż te po polskiej stronie, nieco mniej zatłoczone. Bez samochodu! Ba, w poniedziałek wracam ze Słowacji na tyle wcześnie,że przed pracą wpadam jeszcze do domu ( żeby było jasne, zaczynałam o 16) To marzenie, które wciąż trwa – w tym roku zdobywam Koprowy Wierch, o którym długo marzyłam, i wdrapuję się  na Bystrą Ławkę, której z kolei nie miałam w planach, ale staje się dla mnie sprawdzianem, wyzwaniem i kolejnym krokiem w walce z lękiem wysokości.


To tylko kilka spełnionych małych podróżniczych marzeń. Kiedy zaczęłam sobie przypominać, na pewno musze jeszcze wymienić plażę Cofete, na którą rzekomo nie da się dostać bez terenowego samochodu ( ja przechodzę przez góry) czy np Park Narodowy Timanfaya, gdzie ponoć nie da się bez samochodu albo wycieczki zorganizowanej ( ja docieram stopem)  Zdaję sobie sprawę, że moje marzenia są zwyczajne, każdy głupi może pojechać na Kanary czy w Tatry Słowackie. A z drugiej strony znam wiele osób, które z góry zakładają, że podróże są nierealne, nigdy nie byli za granicą, nie pojadą w góry, bo nie mają z kim…. Dlatego chyba jednak jestem szczęściarą :-) Szczęściarą, bo choć nie planuję i nie umiem konsekwentnie dążyć do celu, udaje mi się dotrzeć w wiele wymarzonych miejsc.

PS. Zainteresowanym udzielam wszelkich wskazówek, jak dotrzeć w miejsca z artykułu :-)

A Wam jakie podróżnicze marzenia udało się spełnić, mimo, że na początku wydawały się nierealne? 

5 uwag do wpisu “Tak się spełnia marzenia!

  1. Fajny, inspirujący wpis…
    Kilka takich marzeń spełnić się udało. Miałem 15 lat i zaczynałem podróże, był 1995 rok, Rosja otwierała się na świat więc pojawiło się marzenie o Syberii jako jedno z największych. Oczywiście rodzina tudzież legiony życzliwych przekonujących mnie że to niemożliwe i warto zostać przy wakacjach nad Bałtykiem, bo „za młody jesteś…” „Rosja jest niebezpieczna” itp Trzy lata później wsiadałem w Brześciu w pociąg by po dwóch miesiącach znaleźć się we Władywostoku. Potrzebowałem kilku lat, ale dało radę.
    No i Nowa Gwinea. Kiedy już stamtąd wróciłem czytałem że pewnych rzeczy zrobić się nie da, na szczęście nie wiedziałem o tym zanim tam dotarłem, trzeba było trzech miesięcy harówy i odkładania każdego grosza, ale się udało. Po drodze było jeszcze wiele „nie da się” i jeszcze kilka takich przede mną…

    Polubienie

  2. Hej! na bloga trafiłam przypadkiem, przez ranking Wysp Kanaryjskich :) masz rację, wale nie jest trudno spełniać podróżnicze marzenia. Też kiedyś myślałam, że takie latanie po świecie jest niesamowicie drogie, o noclegach nie wspominając. Aż przyszedł czas mojego Erasmusa w Hiszpanii… dorwałam się do skyscannera, booking.com i okazało się, że jak się chce to sie wszystko da :D (czasem nawet ze śniadaniami w zestawie). Pozdrawiam i życzę dalszych podbojów i masy widoków zapierających dech w piersiach :)

    Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.