Weekend na Teneryfie. Wyspa, która wciąż mnie zaskakuje.


Ooo, już widać!!!! – podniecam się jak małe dziecko i prawie podskakuję na ryanairowym niewygodnym siedzeniu, kiedy po raz pierwszy wśród chmur pojawia się charakterystyczny stożek.  Nadlatujemy z północy i okrążamy wyspę, choć będę tam czwarty raz, jeszcze nie widziałam wulkanu z tej perspektywy. Nawet dlatego warto przemęczyć pięć godzin na miejscu przy oknie. Przyklejam nos do szyby – najpierw rozległa metropolia – Puerto de La Cruz i wisząca nad nią warstwa chmur, potem poszarpane klifowe wybrzeże – widzę Masca i Los Gigantes, wreszcie pas kurortów –  blokowisk na południu. Lądowanie i oklaski. Dla wielu to wymarzony i wyczekany tydzień w raju, dla mnie – długi weekend w miejscu, gdzie wracam jak do domu.

Teneryfa

Ludzie dziwią się, dlaczego tyle razy jeżdżę na Kanary, to mój siódmy raz na wyspach i czwarty raz na Teneryfie. Czy coś mnie może jeszcze zaskoczyć?

  • zielona wyspa – pod koniec listopada Teneryfa jest niespodziewanie zielona, nawet wzgórza i małe wulkany na południu ( zwykle spalone słońcem). Tej jesieni musi wyjątkowo dużo padać. Tubylcy pewnie się cieszą; turyści – niespecjalnie.

Masca

  • kurorty Południa – nigdy więcej! właściwie byłam przygotowana na tłum, hałas, kicz, ale tym razem czuję się wyjątkowo oszołomiona ( być może mam świeżo w pamięci prawie puste greckie plaże) Błąkam się po obskurnych uliczkach Los Christianos jak po kręgach piekielnych, nie cieszą plaże zastawione leżakami i przyklejone do blokowisk, patrzę przed siebie i widzę morze siwych głów, czuję się jak w sanatorium. Tłum imprezowiczów jeszcze śpi, wypełza po zmroku

DSCN8101

  • mój pierwszy raz…. w dormitorium. Może Was to zdziwi, ale nigdy nie śpię w pokojach wieloosobowych – mam dość socjalizowania się na siłę na co dzień, na wakacjach chcę mieć święty spokój.Ale życie zmusza mnie do szukania nowego noclegu – mój pierwszy pokój jest wielkości łazienki, co najgorsze bez okna. Ukrop i brak klimy.Na samą myśl boli mnie głowa. Wchodzę na internet – wszystko zajęte, podejmuję desperacką decyzję, że wolę spać z ludźmi, niż bez okna;-) Nie jest źle – śpię jak zabita. Nie jest źle, dopóki moją współlokatorką nie zostaje stara hippiska z Amsterdamu. Po 24 h opowieści o bombach w Afganistanie i wypasie kóz na El Hierro przestają bawić. Kobieta gada 24/7; a ja kiedy mogę uciekam z pokoju. Ale – pierwsze koty za płoty, teraz wiem, że da się wytrzymać w dormie – a nawet fajnie wieczorem pogadać…..pod warunkiem, że to dialog a nie monolog
  • Montana Blanca – jestem trzeci raz w parku narodowym Teide, ale pierwszy raz na jego północnym skraju. Z ciekawością patrzę na małe wulkany, zupełnie inne niż poszarpane, groźne szczyty zamykające gigantyczny krater od południa. Wdrapuję się na 2748 m. n. p.m – mój rekord wysokości. Oglądam Teide z nowej perspektywy i pierwszy raz widzę mały klocek schroniska Altavista, gdzie kiedyś będę nocować.

Tenefyfa

  • Masca/ Teno – pierwszy raz udaje mi się dotrzeć w te okolice, tradycyjnie olewam turystyczną atrakcję czyli trekking wąwozem. Ja do wioski docieram  tak,jak lubię – idę przez góry. Trasę znajduję po prostu na mapie. Idę nie wiedząc, co mnie czeka po drodze. Nie spodziewam się wiele, dlatego widoki naprawdę mnie zachwycają. Na północnym zachodzie widzę nieznane pasma górskie, o których istnieniu nie miałam pojęcia. Nowy wspaniały świat, do odkrycia następnym razem.

Tenerife Teno

  • ceny – jestem w szoku cenowym. Po wrześniowym pobycie w Grecji, kiedy za wszystko trzeba było słono dopłacać, z niedowierzaniem patrzę na promocje : 1 euro za duże piwo i 8,95 za 3 dania. Tak, to  nie pomyłka. Wszystko jadalne, a nawet całkiem smaczne.

Los Guios beach

  • pierwszy raz z Krakowa – jak mówią w korpo – „last but not least” to, o czym marzyłam od lat, tłukąc się przez Bergamo czy Charleroi i śpiąc na lotniskach, staje się rzeczywistością. Spod domu mam autobus prosto na Balice, potem tylko plus/minus pięć godzin w Boeingu 737 ( wygodnie nie jest, ale da się wytrzymać), wysiadam z samolotu i wreszcie mogę głęboko odetchnąć kanaryjskim powietrzem. Podróż trwa niewiele dłużej, niż do mojego rodzinnego miasteczka w Beskidzie Niskim

Na dworcu autobusowym zostaję samozwańczą informacją turystyczną, udzielając porad przypadkowym ludziom, na jakie szlaki warto się wybrać.  Mam swoją ulubioną piekarnię i znam tani supermarket. Wiem, który autobus złapać i jak się przesiadać, żeby szybko dotrzeć na miejsce.  Odwiedzanie po raz kolejny tego samego miejsca ma dużo plusów.

Parque Nacional del Teide

Za każdym razem Teneryfa czymś mnie zaskakuje, okazuje się, że na mojej mapie wciąż są białe plamy, miejsca, które muszę odwiedzić. Po tym weekendzie wiem, że następnym razem zatrzymam się na północy, bo bardziej niż na pogodzie zależy mi na świętym spokoju. Od kiedy mogę dolecieć Ryanairem niemal spod domu na południowe lotnisko, a bilet można kupić już za 380 zł, czuję że jeszcze nie raz odwiedzę wyspę. Weekend na Kanarach, zamiast w Zakopcu?  Czemu nie!

4 uwagi do wpisu “Weekend na Teneryfie. Wyspa, która wciąż mnie zaskakuje.

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.