Małe Pieniny w Walentynki. Bo w górach jest wszystko, co kocham ;-)


W górach jest wszystko co kocham – trochę to oklepane…. Mimo to, nie ulega wątpliwości, że ja najbardziej na świecie kocham Tatry! Hmm, wypadałoby odwiedzić w Walentynki…. ;-)  Niestety, w ostatni weekend zostałam skutecznie zdemotywowana lawinową trójką i końcówką ferii w województwie mazowieckim ( czyt. tłumy w dolinkach  i korki na Zakopiance) . Dlatego w myśl zasady, że lepiej jechać w jakiekolwiek góry, niż siedzieć cały weekend na tyłku, kupiłam bilet na pierwszy poranny autobus do Szczawnicy.

Pienin nie lubię – mam z nimi złe wspomnienia. Kilka lat temu wybrałam się na Trzy Korony i Sokolicę. Wrażenia : tłumy turystów w sandałach, wycieczki szkolne i wrzeszczące dzieci, mało przestrzeni i widoków ( ! ), straszliwy  ból kolan ( coś mi ewidentnie wtedy siadło, ledwo dowlokłam się z busa do domu). Po tej traumie stwierdziłam, że więcej moja noga tam nie postanie. Ale jak mówią – nigdy nie mów nigdy. Okazało się, że oprócz topowych szczytów,gdzie walą tłumy, w Pieninach są mniej znane a bardzo atrakcyjne widokowo szlaki.

DSCN8262

Pierwszy bus z Krakowa wyjeżdża o 7.15. Moim zdaniem to bardzo późno, ale co robić – widocznie nie ma zapotrzebowania, ludzie jeżdżą tam raczej na spacerek niż na całodzienną wyrypę. Mimo, że jestem wrakiem – tradycyjnie spałam ze trzy godziny, droga mija bardzo przyjemnie – po zjeździe z Zakopianki gapię się przez okno jak prawdziwy turysta, w myśl zasady ” cudze chwalicie,swego nie znacie…” małe miejscowości schowane wśród beskidzkich górek to dla mnie terra incognita. Z drugiej strony – nieco przypominają mi rodzinne strony w Beskidzie Niskim.


 

Plan jest taki : Jaworki – Schronisko pod Durbaszką, Wysoki Wierch, Palenica, przełom Dunajca, Szczawnica. Wycieczka dosłownie na parę godzin – zastanawiam się, co ja będę potem robić w tej Szczawnicy. Jak się później okazało – czasu miałam na styk, a planu nie wykonałam. Uroki wędrowania zimą.


 

Małe Pieniny
Szukając słońca w Pieninach

Zapowiada się przepiękny dzień. Udaje mi się od razu złapać busa do Jaworek ( nastawiałam się raczej na stopa),wysiadam na parkingu Homole. Z premedytacją olewam słynny wąwóz, przez który można dojść na Wysoką ( najwyższy szczyt Pienin). Powód – czyste lenistwo i chłodna kalkulacja. Po co się pchać na najwyższy szczyt jakichś małych górek skoro ponoć widoki na Tatry lepsze  z Wysokiego Wierchu, a do do schroniska można dojść jezdną odśnieżaną drogą. Nie kręci mnie ani zdobywanie Korony Gór Polskich, ani też wędrówka ciemnym i chłodnym wąwozem.

Do schroniska pod Durbaszką – 45 min. Ja wlokłam się, uwaga – 1,15! Szok i niedowierzanie! Być może dlatego, że non stop robiłam zdjęcia a oprócz tego co parę kroków musiałam na przemian rozsuwać kurtkę i polar, by za chwilę owiana wiatrem opatulać się na nowo.

DSCN8215
W utrzymaniu tempa nie pomagało zachwycanie się widokami

Zdecydowanie przegięłam z ilością ciuchów – wspaniale oddychająca na poprzednej wycieczce ( Ścieżką nad Reglami) bielizna termoaktywna, teraz była co tu dużo mówić, cała mokra,  do tego stopnia, że w schroniskowej jadalni musiałam się suszyć stojąc tyłem do kominka. Nauczka na przyszłość – na podejściach chyba jednak można zrezygnować z polaru.

 

 

Pod Durbaszką to barbarzyńske schronisko, gdzie nie sprzedają alkoholu. Ja na szczęscie byłam na to przygotowana po relacjach Wiecznej Tułaczki i Spójrz przez okno . Ale mogę sobie wyobrazić, jak się musi wkurzyć ten, kto nie jest tego faktu świadomy i po męczącym podejściu marzy jedynie o zimnym browarze/ aromatycznym grzańcu.

Okazuje się, że prohibicja nikomu nie przeszkadza – zakaz sprzedaży, ale nie spożywania :-D Towarzystwo w jadalni wyglądało na mocno skacowane i wspominało wczorajszą huczną imprezę. Dla chcącego nic trudnego ;-)

DSCN8242
Piwa nie ma,kot też nie chce pozować. Skandal!

Górski Ośrodek  Szkolno -Wypoczynkowy Pod Durbaszką zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie, małe kameralne schronisko w bardzo widokowym miejscu. Idealne, żeby obserwować wschody i zachody słońca. Mimo wszystko, jeśli kiedyś się zdecyduję tam nocować, mam nadzieję, że nie będzie tam żadnej imprezy. Starość nie radość :-D

Ze schroniska rzut beretem – ok. 10 min na grzbiet Małych Pienin. Pogoda marzenie – czyste niebo, iskrzący w słońcu śnieg, prawie zero wiatru ( a może moja cudowana kurtka to sprawiła, ha!), na szlaku tylko kilka osób.

Moim kolejnym celem był Wysoki Wierch – taka mała góreczka zza której wyglądają Trzy Korony. Najlepiej prezentuje się, jeśli,  zamiast od razu iść w jego stronę,wrócimy kawałek w stronę szczytu Durbaszka.

DSCN8256
Identyczne zdjęcie znalazłam w necie dzień wcześniej

W międzyczasie na południu zaczęły wyłaniać się zza drzew  błyszczące w słońcu Tatry.  To spowodowało poważne opóźnienie – nie mogłam oderwać od nich wzroku, trzasnęłam milion takich samych zdjęć,  w ogóle nie patrzyłam już, co jest pod drugiej stronie ( niepozorne Beskidy), głowę miałam non stop skręconą w lewo ( aż dziwne, że mnie szyja nie rozbolała) Ba, mam wrażenie, że piękne zaśnieżone Pieniny przestały dla mnie istnieć, choć były na wyciągniecie ręki. Czy to się nazywa miłość? A może obsesja?

DSCN8269
It must have been love….

Wysoki Wierch to niepozorny pagór, ale im bardziej się zbliżałam, tym stromiej przede mną wyrastał. Zastanawiałam się nawet, czy nie założyć raczków, ale udało się jakoś wdrapać bez nich. Podczas ostatniego stromego podejścia zaczęło wiać jak na Nanga Parbat, szlak był mniej przetarty, a ja poczułam leciutki przedsmak zimowej wędrówki. Nie okłamujmy się – to, co było do tej pory przypominało raczej spacer niż górską wyrypę. Pod spodem kilka zdjęć z końcowego podejścia.

Wysoki Wierch to wspaniała miejscówka na oglądanie Tatr, myślę, że idealna na wschód słońca ( w końcu z Durbaszki to jakieś pół godziny, pod warunkiem. że człowiek nie gapi się non stop na Tatry). Mogłabym tam siedzieć godzinami, ale w zimowych warunkach ( czyt. wypizd) ograniczyłam się do wypicia paru łyków gorącej herbaty i ruszyłam dalej.

Małe Pieniny
Heaven, I’m in heaven….

Kiedy udało mi się na chwilę oderwać wzrok od tatrzańskich szczytów, zauważyłam, że doskonale widać stąd Trzy Korony ;-)

Pieniny
Trzy Korony

Ze szczytu można zejść na Słowację ( ta opcja innym razem) albo wrócić jedną ze ścieżek do niebieskiego szlaku. Scieżek było wydeptanych aż za dużo, w różne strony dlatego miałam małe trudności orientacyjne, na szczęscie mapa pomogła i udało mi się wrócić na jedyną słuszną drogę prowadzącą do Szczawnicy.

Małe Pieniny
Na tłumy nie można narzekać

Kiedy highlight wycieczki czyli Tatry zniknął z oczu, zaczeło się mozolne schodzenie i tracenie wysokości. Przypomniała mi się męka mojej letniej wycieczki -ścieżka wznosiła się i opadała, góra dół, góra dół. W lesie zmrożony śnieg, na polanach śniegowo – błotna ciapa. Szłam i szłam, coraz bardziej umordowana a końca nie było widać ( dosłownie i w przenośni)  Zaczynam myśleć, że Pieniny są bardziej męczące od Tatr. W końcu stało się jasne, że chyba raczej planu nie wykonam ( zejści niebieskim szlakiem aż do przełomu Dunajca) , choć przecież był banalny. Siły może jeszcze bym znalazła, ale co to za przyjemność biec z językiem na brodzie na busa.

Stok i wyciąg krzesełkowy na Palenicy powitałam jak Ziemię Obiecaną. Szybko wykalkulowałam, że wolę wydać 12 zł ( tanio nie jest) i w 5 minut być na dole, niż zjeżdżaćna butach, a może i na tyłku w dół. Chwilę potem, patrząc na strome zacienione zbocza Palenicy, cieszyłam się, że jednak nie pożałowałam kasy.

Palenica
Wybawienie!

 

W górach jest wszystko co kocham. Banalne i oklepane. Okno pogodowe otworzyło się właśnie w Walentynki, więc grzech było nie wykorzystać. Zwracam honor Pieninom – nie jest tak źle, jak zapamiętałam. Bardzo malowniczo. Na pewno cudownie jesienią. Pusto, ale nie dziko. Męcząco. A co najważniejsze – widać Tatry!

 

 

 

 

9 uwag do wpisu “Małe Pieniny w Walentynki. Bo w górach jest wszystko, co kocham ;-)

  1. Pewnie że w Pieninach nie jest źle! Kwestia unikania wakacji, długich weekendów i czasu wzmożonej aktywności wycieczek szkolnych (czerwiec). Ale podobnie jest i w niektórych rejonach Tatr. Ja tam Pieniny lubię od czasów szkolnych, kiedy to z kumplami złaziliśmy je wzdłuż i wszerz, a Twój wpis zainspirował do jak najszybszego powrotu tam :-)

    Polubienie

  2. Z przykrością muszę przyznać racje. W lecie Szczawnica zaczyna przypominać zatłoczone Zakopane, w górach to samo, tłok na szlaku, klapeczki, szpilki, sandałki, wrzaski… Za to w zimie Szczawnica jest tak fajnie wyludniona :) oooo jaka cisza jaki spokój. Tak przyjemnie. Po świętach BN się wybieram do Szczawnicy pod Bereśnik. Uwielbiam wracać w tamto miejsce. Pieniny i Beskid Sądecki są szczególnie bliskie memu sercu, tak samo Gorce i Beskid Wyspowy. Tatry owszem kocham, raz na jakiś czas lubię się wybrać, ale jak dla mnie małe górki są w sam raz, jak na moje możliwości i kondycje. Ostatnio pisałam posta o Gorcach.

    Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.