Z sielanki do Mordoru. Spacer do Zbójnickiej Chaty


Powiem szczerze – szkoda mi urlopu na Tatry, preferuje jedno, dwu- dniówki. Tym razem jednak tak się złożyło, że w środku sezonu, pod koniec lipca musiałam wykorzystać calutki tydzień. Zamorskie podróże odpadły, więc wybór mógł być tyle jeden – Słowacja! Plany były ambitne – Rysy, Mała Wysoka, Tatry Bielskie. Plany szybko rozmyły się w deszczu przy huku piorunów. Znów dopadł mnie pech pogodowy ( jak na Azorach). Zamiast zdobywać szczyty, zwiedzałam słowackie schroniska i doliny. Mimo beznadziejnej pogody, udało mi się uszczknąć kilka godzin, kiedy miałam okazję podziwiać kiczowate piękno tatrzańskiego lata. Sielankę, która po kilku godzinach zamieniła się w Mordor. Zapraszam na spacer do Zbójnickiej Chaty.


Czwarta rano, ciemna noc. „Like a prayer” z telefonu wyrywa mnie ze snu. Słońce wstanie za jakąś godzinę, a ja zamierzam, jak tylko się rozjaśni, ruszyć na szlak. Jestem trochę podłamana, że moja plany wzięły w łep, ale chcę wykrzesać z urlopu, ile tylko się da. Burza zaskedżulowana na 11-12, powinna zdążyć przejść się do Zbójnickiej Chaty i z powrotem. Kawy brak, dlatego jak zombie wychodzę z Bilikovej Chaty, żeby  się przekonać, że trochę się spóźniłam na wschód słońca.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
słońce wstaje nad Słowacją
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Łomnica i próg Doliny Zimnej Wody

Gapię się chwilę na czerwoną kulę coraz wyżej wznoszącą się nad Słowacją, a potem uderzam na szlak – nie ma czasu do stracenia, wisi nade mną widmo burzy, choć przepiękny, cichy poranek zdaje się nie zapowiadać niczego złego. A może właśnie te chmury już coś zwiastują?

Wchodzę w ciemną i ponurą Dolinę Staroleśną i na początku czuję się trochę nieswojo, Wokół nie ma żywego ducha, a mnie tradycyjnie nachodzą myśli o niedźwiedziu. Słońce nie przedostało się jeszcze do mrocznej doliny, dlatego przez około godzinę idę w cieniu. Dolina wydaje mi się nieco klaustrofobiczna, jak wąwóz, wszędzie wokół mnie wznoszą się strome ściany. Idę i myślę – co ta Wieczna Tułaczka widziała w Staroleśnej? Szału nie ma!

Wszystko przez to, że nie ma słońca. W pewnym momencie odwracam się i widzę jak nieśmiało wynurza się zza grani. I nagle świat się zmienia! Przed chwilą szłam smutną ciemną doliną, teraz robi się tak kolorowo i radośnie, że aż kiczowato.

Zbójnicka Chata szlak
kicz w czystej postaci

Minęło dużo czasu i nie jestem teraz w stanie dokładnie odtworzyć trasy, ale szlak to ciągłe wspinanie się na kolejne progi, za którymi, zamiast schroniska – widać kolejne szczyty, strumienie,  zielone dolinki. Po opisy szczytów i szlaku odsyłam do Wiecznej Tulaczki, ja kontempluję nieco bezmyślnie, ciesząc się, że wreszcie udało mi się zobaczyć czyste błękitne niebo. Nie chwalmy jednak dnia przed zachodem słońca, ta sielanka nie potrwa zbyt długo.

Szczególnie intryguje mnie szczyt, który przypomina piramidę ( jak się okazuje później – Skrajna Nowoleśna Turnia). Kamienny chodnik prowadzi coraz wyżej i wyżej, ale nie przypominam sobie, żebym się jakoś strasznie zasapała.

Dolina Staroleśna szlak
trzeba się kierować w stronę piramidy ;-)

Kiedy wychodzę zza zakrętu wpadam na pierwszych turystów na szlaku. Turyści stoją i gapią się na mnie, a zaraz potem uciekają gdzieś w dół po skałach. Kolejnych spotkam dopiero przed samym schronem.

szlak Zbójnicka Chata
pierwsze osoby na szlaku

Kilka minut ” po kozicach” pojawia się drugi na szlaku łańcuch – nie używam ;-) , ale myślę, że może się przydać, kiedy jest mokro. Nie chciałabym zjechać prosto do wodospadu.

Z daleka dostrzegam schronisko, ale okazuje się, że jeszcze z pół godziny marszu. Wreszcie jest! Schron i  upragniona kofeina !

Zbójnicka Chata szlak
tam mają kawę!

Swoje pierwsze kroki kieruję do baru, gdzie zamawiam, nie jak zwykle piwo, ( o 8 rano to byłaby lekka przesada) , tylko czarną kawę. Rozpuszczalna lura kosztuje € 1,50, w domu bym takiej nie tknęła, ale tu smakuje jak najlepsza kawa z ekspresu.

Zbójnicka Chata pies
ja tu pilnuję!

Siadam na ławeczce pod schroniskiem,  rozkoszuję się ciszą i samotnością. Jestem nie tylko jedynym klientem w Zbójnickiej Chacie, ale i jedynym człowiekiem w zasięgu wzroku. Wydaje się to niemożliwe w środku sezonu, a jednak wystarczyło po prostu wyjść o świcie. Teraz nawet jestem zadowolona, że zapowiadali burze – w przeciwnym razie w życiu nie wstałabym dobrowolnie o czwartej nad ranem (!). Nie martwią mnie już niezdobyte szczyty, cieszę się tą chwilą (bo taki ewenement jak brak ludzi  już się pewnie nie powtórzy), bawię ze schroniskowym psem i robię mały rekonesans w okolicach schronu.

Tymczasem z doliny pełzną chmury i w ciągu kilku minut scenografia zmienia się o 180 stopni. Patrzę na to zafascynowana, a jednocześnie wiem, że najwyższy czas się ewakuować.

Staroleśna Dolina burza
Mordor jak nic!

Zbieram manatki i  zaczynam schodzić. Po porannym kiczu nie został nawet ślad – jest mrocznie, wilgotno, groźnie. Spotykam pierwszych ludzi idących do schroniska, w tym panią, którą poznałam dwa dni wcześniej w elektriczce.

Zbójnicka Chata szlak
Kasia pod Kościołem ( Małym)

W sumie nawet podoba mi się taki tajemniczy klimat, może nawet bardziej niż cukierkowaty poranek,  niestety wkrótce na moją głowę spadają pierwsze krople deszczu, a gdzieś wysoko w chmurach zaczyna niepokojąco burczeć.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
troszkę inaczej niż rano
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
szkockie klimaty

Po siedmiu godzinach od opuszczenia Bilikovej Chaty, w strugach deszczu i przy dźwiekach grzmotów wpadam do przytulnego pokoiku. Resztę dnia spędzam w łóżku, czytając książkę ( dzięki Bogu, że wzięłam!).  Wielkiego wyboru nie mam – deszcz będzie padał przez następne kilkanaście godzin, szczyty i słowackie miasteczka na dole znikają we mgle.  Podejrzewam, że gdybym komuś pokazała zdjecie z  kolorowej rozświetlonej słońcem doliny, nie uwierzyłby, że zostało zrobione tego samego dnia ;-)

 

 

12 uwag do wpisu “Z sielanki do Mordoru. Spacer do Zbójnickiej Chaty

  1. Tez mi sie podobaja te zdjecia bardziej mroczne, szaro zielone z chmurami. Kurcze, moze by sie przestawic na niepogode? Ja zawsze staram sie celowac w lampe, inaczej nie jade. A te twoje pochmurne zdjecia sa zachecajace. Tez raz wyszlam o 5 do doliny 5 spiskich, bo o 11 milalo padac, byla pustka wspaniala. Nawet swistak mi uciekl prawie spod nog. Rozlozylam sie w kamieniach i usnelam. Jak sie obudzilam kolo 10 i podnioslam z legowiska, nie moglam uwierzyc w tlumy przy schronisku :D calkowita zmiana klimatu :) oczywiscie po 11 zaczelo lać :) z zasady i natury nie biegam, ale jak grzmi i leje to lece jak strzala i nie wiem skad nagle nie mam problemu ze zlapaniem oddechu :) warto wyjsc raniutko, a misie mam nadzieje ze siedza w zachodnich :D

    Polubione przez 1 osoba

    1. Haha, ja też jadę jak jest lampa, to był wyjątek bo byłam przez tydzień, więc nie miałam wyjścia :-P I tak najlepiej jest, kiedy są ciekawe chmury, najlepiej pędzące po niebie….
      Tak jak sobie wspominam Gruzję, to właśnie najlepszy z momentów był, jak już szłam a daleko nad pięcitysięcznikiem wisiała chmura…a w niej błyskawice! Piękne to było….
      Ps. Co do biegu – podczas tego samego wyjazdu biegłam prawie przez godzinę, między Zielonym Stawem a Chatą Plesnieviec – dokłasnie nade mną oberwanie chmury i burza…Tego miło nie wspominam, oj nie.

      Polubienie

Dodaj odpowiedź do Kasia Zajkowska Anuluj pisanie odpowiedzi

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.