the world is mine

Jak rzucić wszystko i wyjechać w Pireneje? Kilka słów o odwadze


Domyślam się, że nie każdy lubi swoją pracę. Jestem pewna, że wiele osób marzy o tym, żeby pewnego dnia ostatni raz wyjść z biura i wyruszyć w świat, spełniać marzenia. Mi się udało. Jednak to nie będzie kolejny optymistyczny i euforyczny wpis o tym, jak szeregowy pracownik korporacji pewnego dnia postanowił zmienić swoje beznadziejne życie, pierdolnął wszystkim, wyjechał w przysłowiowe Bieszczady i został szczęśliwym freelancerem. Nie będzie to historia o tym, jak hobby można zamienić w pracę i żyć z bloga. Nie znajdziecie tu recepty na to, jak zdobyć się na odwagę, żeby podejmować ważne życiowe decyzje. Zamiast tego przeczytacie o zwątpieniu, lęku, łzach na szlaku, samotności wśród ludzi, bezdomności, zniszczonym sprzęcie i zmasakrowanych stopach. O przepięknych zachodach słońca wysoko w górach, niebie z milionem gwiazd, fajnych spotkaniach na szlaku, przezwyciężaniu własnych słabości, ciągle zmieniających się krajobrazach, życiu bez planu i presji, o wolności.

Jeśli poklikacie w śródtytuły – cytaty to będziecie mieli okazję posłuchać muzy, która towarzyszyła mi na szlaku ( a czasem po prostu grała w głowie).

The world is mine

Kiedy w weekend będąc w górach myślisz o pracy, a będąc w biurze stresujesz się tak, że czasem aż kręci Ci się w głowie, to znak, że trzeba coś zmienić. Zanim będzie za późno i wylądujesz u lekarza.

Jak się rzuca pracę?  To dziecinnie proste. Ściągasz z netu wzór wypowiedzenia, drukujesz, spotykasz się managerem. Można też, jak na filmach, pewnego dnia wyjść w środku dnia z biura, trzasnąć drzwiami i już nie wrócić (kto choć raz o tym nie marzył ten niech pierwszy rzuci kamieniem).

Pireneje Neouvielle GR10 szlak trekking

Prawda jest taka, że nie podjęłam tej decyzji z dnia na dzień, spędziłam wiele bezsennych nocy analizując za i przeciw, obliczając, ile kasy muszę zaoszczędzić, zastanawiając się, czy warto. Po powrocie z Himalajów straciłam jakąkolwiek motywację, żeby przychodzić do biura i każdy niemal dzień był męką. Obiecałam sobie, że nie zmarnuję kolejnego lata siedząc do 22 w pracy. Ustaliłam sobie wewnętrzny deadline. Po złożeniu wypowiedzenia naprawdę poczułam jakby ogromy kamień spadł mi z serca. Pojechałam na weekend w góry. Pierwszy raz od dawna cieszyłam się chwilą i nie myślałam o pracy. Poczułam się wolna.

GR10 Pireneje Vielle Aure Germ

Wiele osób mi gratulowało, kiedy dowiadywali się, że się zwolniłam z roboty. O ile wiem, to raczej zwykło się gratulować, kiedy ktoś dostaje nową pracę. Wygląda na to, że w obecnych czasach to nie praca jest wartością, tylko czas dla siebie, spełnianie marzeń, przygoda. Czułam, że wielu ludzi w głębi duszy mi zazdrości.

Pireneje trekking Andorra szlaki

Jest później niż nam się wydaje

Kilka dni temu rozmawiałam przez telefon z mamą, która powiedziała mi, że w naszej miejscowości były w mijającym tygodniu trzy pogrzeby znajomych. Niektórych rak zabrał nagle w ciągu dwóch miesięcy. Pomyślałam wtedy, że nie żałuję ani jednej chwili spędzonej w Pirenejach. Jest później niż nam się wydaje – staram się o tym nie zapominać. Nie wiesz, czy jutro nie zabije Cię tramwaj, czy śmiertelnie nie zachorujesz i za pół roku Cię nie będzie, wreszcie – czy na emeryturze będziesz mieć siłę i pieniądze na spełnianie długo odkładanych marzeń. Nikt mi nie odbierze tego, co zobaczyłam i przeżyłam w ciągu tych dwóch miesięcy.

Pireneje GR10 szlak

Fearless was my middle name, but somewhere there I lost my way

Kiedy ludzie rzucają pracę przeważnie jadą na kilka miesięcy do Azji, bo egzotycznie, ciekawie i TANIO. Ja od razu wiedziałam, że pojadę w Pireneje – tam gdzie czuję się najlepiej. Chciałam przejść długodystansowy szlak GR10, a na to trzeba około dwóch miesięcy. Jednak już po majowej próbie generalnej w Kraju Basków wiedziałam, że po pierwsze – nie dam rady, a po drugie – nawet nie chcę iść cały czas tym szlakiem. Klamka już jednak zapadła i miałam przed sobą całe lato, więc postanowiłam po prostu polecieć i spędzić tam miło czas na kontemplowaniu widoków.

Brałam pod uwagę, że prawdopodobnie nie wytrzymam dwóch miesięcy pod namiotem, że wrócę wcześniej. Po części miałam rację – pod namiotem spałam tylko około pięciu tygodni, pozostałe noce spędziłam w schroniskach albo pensjonatach. Dzień przed wylotem ogarnął mnie jakiś strach, czułam, że nie jestem jeszcze gotowa, żeby wyjeżdżać na dwa miesiące. Jak zwykle posłuchałam intuicji i po prostu kupiłam nowy bilet na za tydzień. Szaleństwo? Może.

Pireneje szlaki trekking

Pierwsze załamanie nastąpiło, kiedy spakowany plecak wzięłam na ramiona. Bez jedzenia i bez wody ważył ok. 16 kg (!). Czułam, że daleko z nim nie zajdę. Chciałam zrezygnować po pierwszym kilometrze, tymczasem pierwszego dnia zrobiłam 1800 m przewyższenia; w sumie przeszłam około 500 km. Nie muszę chyba wspominać, że choć miałam wolny cały czerwiec, w ogóle nie trenowałam, Wybrałam się na dwa miesiące w wysokie góry całkowicie bez kondycji, za to w nowych, nierozchodzonych butach. Często na szlaku myślałam o Łukaszu Superganie, a konkretnie o tym, jak się skatował zbyt ciężkim plecakiem na swoim pierwszym GSB. Człowiek uczy się na błędach, nawet ja. Szkoda, że nie cudzych 😉

Here I am a rabbit hearted girl

Nie ukrywam – było ciężko. Bywały dni, kiedy szłam dosłownie zalewając się łzami – plecak był za ciężki, czułam się źle, wszyscy mnie wyprzedzali, świat otulała gęsta wilgotna mgła (a mnie rozpacz i beznadzieja) albo dla odmiany słońce wypalało mózg; bałam się burz i trudności technicznych. Chciałam wracać do Polski, ale wiedziałam, że nie ma po co i do czego. Najczęściej taka załamka miała miejsce, kiedy usiłowałam iść GR10. Przeklinałam wtedy autora przewodnika i nierealne czasy przejść jakie podawał, przeklinałam siebie – że porwałam się z motyką na słońce i nie nadaję się do trekkingu z ciężkim plecakiem. Często (i teraz myślę, że niepotrzebnie) zawracałam po kilku godzinach. Niepotrzebnie, bo zejścia i odwroty okazywały się większą męką niż gdybym szła uparcie do celu.

Pireneje trekking GR10 szlaki

maybe I was afraid before, I’m not afraid anymore

Tak sobie podśpiewywałam, kiedy miałam dobry dzień – prułam do góry jak Terminator, plecak nie ciążył, nie dokuczał upał ani deszcz. Wydawało mi się, że mogę wszystko i nic mnie nie zatrzyma. Widoki urywały dupę. Kiedy siedziałam z gorącą herbatą na skale obserwując taniec chmur w dolinie i ostatnie promienie słońca pełzające po strzelistych graniach. Czułam, że spełniam marzenia, że jestem we właściwym miejscu i czasie, nie martwiłam się niczym i nie myślałam o przyszłości. Nie planowałam niczego z wyprzedzeniem i nie miałam pojęcia, gdzie będę nocować następnego dnia. Nic nie musiałam. Dla mnie to chyba kwintesencja szczęścia.

Nie było już jednak tak wesoło, kiedy zaczynało się ściemniać a ja padałam na pysk i nadal nie miałam rozbitego namiotu 😉

Pireneje szlaki biwak namiot trekking

Pireneje przez te dwa miesiące nieźle dały mi w kość – trapiły mnie kontuzje, oparzenia słoneczne, poskręcane kostki, popękane opuszki palców jak w Himalajach. Pireneje były dla mnie tego lata łaskawe – pogoda mi sprzyjała, kiedy lało cały dzień zawsze udawało mi się znaleźć nocleg pod dachem, wszystkie burze przeżyłam na kampingu a nie wysoko w górach. Bydło rogate i konie pozowały do zdjęć bez szemrania, udało mi się nie spaść w przepaść robiąc zdjęcia samowyzwalaczem. Nie przeżyłam żadnego poważnego rozczarowania, choć pod koniec dopadła mnie widokowa znieczulica – obiektywnie przepiękne krajobrazy już nie zachwycały jak na początku.

Pireneje Andorra szlaki

Ukradli mi fajnego powerbanka, ale mogło być gorzej – mogli mi zwinąć telefon albo aparat ze wszystkimi zdjęciami na karcie. Połamałam kijki, zrobiłam dziurkę w puchowym śpiworze za miliony monet, rozwaliłam zapięcie w plecaku, buty wyglądają jak po wojnie. A jednak ostatecznie sprzęt dał radę i doskonale się sprawdził. Nie dotarłam do wielu miejsc, które chciałam zobaczyć, ale za to przypadkiem odwiedziłam w Hiszpanii park narodowy, który chyba zrobił na mnie największe wrażenie.

Pireneje Hiszpania szlaki trekking

Society, you’re a crazy breed, I hope you’re not lonely without me

„Kaśka zdziczała” – żartowali Asia z Darkiem, kiedy spotkałam się z nimi w Andorze, Faktycznie, trochę zdziczałam. Czysta łazienka, jedzenie przy stole, spanie w łóżku wydało mi się niewyobrażalnym luksusem. Nie odkryję Ameryki jeśli napiszę, że takie proste rzeczy docenia się dopiero, kiedy pośpi się kilka/ -naście/ – dziesiąt nocy w namiocie. Jednocześnie okazuje się, że człowiekowi niewiele potrzeba do życia. Schronienie, żeby przespać noc, suche (nie zawsze czyste) ciuchy, coś ciepłego do jedzenia.  Prysznic na przykład schodzi na dalszy plan i przestaje być obligatoryjny.

Czasami cały dzień nie patrzyłam się do lusterka i nie wiedziałam, jak bardzo jestem rozczochrana i umęczona.  Szczerze – to mało mnie obchodziło, jak wyglądam. To chyba też swego rodzaju wolność 😉

Pireneje szlaki trekking Benasque

Kiedy na dwa miesiące opuściłam normalnie funkcjonujące społeczeństwo nie sądzę, że ktokolwiek odczuł brak. Paradoksalnie to ja najboleśniej odczułam brak interakcji z ludźmi. Wyjazd na dwa miesiące do Francji bez znajomości francuskiego wymaga odwagi. Nie dlatego, że nie da się dogadać. Da się, choćby na migi. Nie znając francuskiego skazujesz się na samotność pośród ludzi.

Wydaje mi się, że Francuzi są fajni. Nieraz zagadywali na szlaku czy w schronisku. Jednak 90% na moje „sorry, I don’t speak French” machała ręką i natychmiast traciła zainteresowanie konwersacją. Obcokrajowców na szlaku mogę policzyć na palcach obu rąk, Polaka przez dwa miesiące spotkałam JEDNEGO (możecie sobie wyobrazić moją radość, choć z reguły za granica unikam rodaków). Lubię być sama, nie potrzebuję obecności innych ludzi do szczęścia, ale czasem najzwyczajniej w świecie tęskniłam, żeby z kimś na szlaku albo wieczorem pogadać. To poczucie wyobcowania ciążyło mi tak samo jak 17 kilogramowy plecak.

Don’t tell me why, kiss me good -bye…

Pireneje szlaki GR7

Kiedy kupowałam bilet powrotny do Polski naprawdę miałam już dość. Im bliżej było wyjazdu, tym bardziej nie chciałam wracać. Wysiadłam na Balicach i z grobową miną pojechałam autobusem do domu. Weszłam do mieszkania i znów nie poczułam nic – po dwóch miesiącach poniewierki nie cieszyłam się, że wyśpię się we własnym łóżku, odpocznę, nie będę musiała tułać z miejsca na miejsce. Mój hiobowy nastrój potęgowała myśl, że teraz trzeba będzie szukać nowej pracy.

A ja jestem, proszę Pana, na zakręcie

Wydawało mi się, że wędrując dwa miesiące po górach wymyślę, co dalej.  Albo nagle doznam olśnienia, jak na filmie. Nic z tych rzeczy. Codziennie martwiłam się, jaka będzie pogoda, czy będą jakieś trudności na szlaku, gdzie kupić jedzenie i gdzie spać. Nie było czasu, żeby myśleć o przyszłości.

Pireneje treking szlaki Refuge de Venasque

Nie mam pojęcia, co ze sobą zrobić. Na myśl o wysyłaniu CV robi mi się słabo. Nie wiem, gdzie chciałabym pracować. Wydaje mi się, że nic nie umiem, do niczego się nie nadaję. A jednocześnie pamiętam, jak podczas dobrych dni na szlaku czułam, że jestem wyjątkowa, że stać mnie na wiele i nie zmarnuję kolejnych lat. Póki co wyciągnęłam mapy słowackich gór (w końcu mam wolne). Może tam mnie olśni :-D

There is no life without fear

Pireneje Andorra Siscaro

Zrobiło mi się ciepło na sercu kiedy przeczytałam, co Asia, autorka bloga asiaprosto.pl napisała na swoim fan page’u:

Od kilku tygodni, od dwóch miesięcy już! ta dziewczyna z Szukając Słońca robi coś, o czym po cichu, a czasem ciut głośniej marzy wiele osób. Ja też! Wzięła i rzuciła wszystko, spakowała plecak i włóczy się po Pirenejach. A to Francja, a to Hiszpania, a teraz znana mi Andorra! I choć przypuszczam, że i rzucić i być w takich pięknych okolicznościach przyrody, nie zawsze jest łatwo, to i tak Ją podziwiam! (…) Jak wróci, bo jednak liczę że wróci – chyba, że zgarnie jakieś schronisko w Pirenejach i wtedy wszystko rzucam – to mam nadzieję, że opowie. Nie tylko o górach, ale przede wszystkim jak to jest mieć odwagę!

Serio? To nie wiem, jak to jest. Prawie codziennie się czegoś bałam. Że przyjdzie burza, że szlak będzie za trudny, że nie będę miała siły.  A tak naprawdę prawdziwa odwaga nie polega na tym, żeby ruszyć samotnie z plecakiem i namiotem na dwa miesiące w góry, tylko żeby dobrowolnie zrezygnować z korporacyjnej opieki medycznej w Luxmedzie na rzecz użerania się z NFZ-em ;-)


Jeżeli spodobał Ci się artykuł, myślisz o wypadzie w Pireneje i chcesz poznać innych pirenejskich freak’ów – wpadaj na  naszą fejsbukową grupę PIRENEJE!

25 uwag do wpisu “Jak rzucić wszystko i wyjechać w Pireneje? Kilka słów o odwadze

  1. Za jakiś czas spojrzysz na wszystko inaczej, z innej perspektywy. Zobaczysz pozytywy mimo dzisiejszego zwątpienia. Ja tak miałem choć bardziej to życie podjęło za mnie decyzję. Nie było łatwo ale dzisiaj jestem szczęśliwy. I Ty też będziesz.
    Życzę wytrwałości.

    Polubione przez 1 osoba

  2. Praca 8-16, wypłata co miesiąc, iluzja emerytury i opieka medyczna dają poczucie stabilizacji. I to wielu osobom wystarcza i to jest ok. Ok jest także mieć wątpliwość, wahać się, szukać nowego sposobu na życie. Ok jest mieć odwagę. Znajdziesz swój sposób, Kasia. Polecam Jestem Zuza, akurat obie poruszacie ważne dla mnie tematy i podejmujecie ważne decyzje. Powodzenia!

    Polubienie

    1. Żeby jeszcze 8-16 to bym wytrzymała, ale ja pracowałam 13.30 do 22. To już jest masakra. Oczywiście benefity były. Właśnie wydaje mi się, że nie wypad w góry jest trudny tylko porzucenie tej stabilizacji, tych Luxmedów, kawy za free i innych atrakcji, którymi kuszą duże firmy. Potem człowiek jest takim ptaszkiem w złotej klatce. Nie jest powiedziane, że do niej nie wrócę na chwilę – mam różne opcje, co robić ze sobą i swoją przyszłością. Np. przeprowadzka w Pireneje wymagałaby jednak inwestycji w języki, a na to potrzeba lasy i czasu. Zajrzę do Zuzy!

      Polubione przez 1 osoba

  3. Kasia, dzięki, że piszesz prawdę bez cukru i pastelowych kolorów. Wierzę, że było pięknie, tak jak wierzę, że było trudno. Tak, czy siak..jesteś dla mnie inspiracją, jak szukać swojej drogi.

    Polubione przez 1 osoba

  4. A ja lubię wracać do domu! Bo mam fajny dom, w którym czuję się bezpiecznie no i mam do kogo wracać. Może w tym cały myk? A może w tym, że będąc półtora miesiąca na Kaukazie byłam zawsze w grupie – większej, mniejszej, ale zawsze wśród ludzi?
    Może olśni Cię po czasie – jeśli nabierzesz ciut dystansu do tych wszystkich przeżyć. Obyś wiedziała, co dalej – tego Ci życzę! :)

    Polubione przez 1 osoba

    1. Dzięki, Magda! Z tym olśnieniem to żartowałam, choć czasem faktycznie fajne pomysły przychodzą do głowy w górach, jak się idzie. Ja już od dawna traktuję Kraków jako a) miejsce gdzie można zarobić kasę na podróże b) przystanek pomiędzy wyjazdami. Wcale mi się nie chce tu wracać, bo po prostu już nie mam serca do tego miasta, wręcz go nie lubię. Moje marzenie to przeprowadzić się na zadupie, bez huku i galerii handlowych. Tak czy siak, po 4 dniach siedzenia w domu już mam dość i chyba zaraz plecak spakuję ;-)

      Polubione przez 1 osoba

  5. Zgadzam się całkowicie – żyjemy w tak szalonych czasach, że odwaga w realizacji marzeń i czas wolny są najcenniejsze.
    Dziękuję, że podzieliłaś się tą historią. Tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że nigdy nie jest za późno na samorealizację.
    Trzymam kciuki za przyszłość. Nieważne co przyniesie. poradzisz sobie :D

    Polubione przez 2 ludzi

    1. No właśnie wydaje mi się, że ludzie mają różne priorytety. Dla mnie priorytetem nigdy nie była kasa, a jeśli chciałam dobrze zarabiać to dlatego, żeby mieć na fanaberie typu Himalaje albo puchowe śpiwory robione na zamówienie :-D Z tą samorealizacją byłabym ostrożna, serio nie wiem, czy znów nie wyląduję za biurkiem, ale być może znajdę coś, co nie będzie ani kolidować z moim work-life balance ani mnie stresować ;-)

      Polubione przez 1 osoba

  6. Jest typ osób, które widzą „stół”, inne dostrzegają w nim „rozdarte drzewo”, a ich niebo jest przekrzywione. Dorzucę jeszcze z innego tekstu Agnieszki Osieckiej, że „Kostucha (…) wyłączy światło w ciągu dnia” – kiedy? Tego nie wiemy. Dlatego właśnie uważam, że bycie dobrym, wrażliwym obserwatorem i gromadzenie wspomnień jest wielką wartością. A praca? Jest ta, później będzie inna. Kolejne doświadczenia, jak na szlaku w górach. Składałam kiedyś wypowiedzenie w korporacji, nie mając innej pracy. Pamiętam uczucie ulgi, już wtedy gdy podjęłam decyzję. To było dwa lata temu… teraz pracuję gdzieś indziej i wstając rano, nie stresuję się samą myślą, że muszę tam iść. Potrzeba na to czasu, ale znalezienie takiego miejsca jest możliwe. Trzymam kciuki!

    Polubione przez 1 osoba

      1. Myślę, że to dlatego że żyjemy za szybko. Mail za mailem, komunikatory, trzy telefony, messenger… Prawie cały czas mogłabym być online. A do dziś pamiętam czasy, gdy zaczynałam tę „karierę” że jak wyszłam z pracy to do następnego dnia mnie tam nie było. A dzisiaj widzę zdziwienie na twarzy, jak mówię że po 16 mnie nie ma, jestem niedostępna… Biegam, piszę, czytam, żyję…

        Polubienie

  7. Kasiu, dziewczyny ktore samotnie wędruja po gorach sa WIELKIE!!!! Podziwam Cie ,czytam bloga (innych kobiet wedrowniczek rowniez) bo fasccynuja mnie gory.Chodze tylk po Tatrach,bo trasy dobrze oznakowane i sa ludzie na szlakach-za duzo:((-ale sa… Marze o tym aby pojsc dalej,wyzej,szerzej… ale BOJE sie po prostu:(((
    Moze zostan przewodniczka dla takich jak ja!! Masz doswiadczenie,wiedze,kochasz gory,to Twoj swiat.Podziel sie tym z innymi(strachliwymi).Wiem ze gory to samotnosc bo tak je czujemy,oddychamy ta wolnoscia..ale mala grupa 2-5 osob chyba jest ok.To tez opcja na zrabianie pieniedzy polaczona z zyciowa pasja:))) Jestem zainteresowana -pomyśl;)

    Polubienie

    1. Dzięki! Przewodnik taki na gębę to nie problem 😀, ale żeby mieć uprawnienia na międzynarodowego to trzeba mieć mega umiejętności…Poza moim zasięgiem. Nie miałabym problemu z tym, żeby kogoś wziąć na trekking, ale chyba słyszałaś o różnych aferach, jak coś się stało złego…Btw – nie bój się! Ja zaczynałam od łatwych szlaków na Południu :-)

      Polubienie

    1. Byłam w czerwcu, lipcu, sierpniu i wrześniu. Pogoda to ruletka :-) Kiedyś w czerwcu było bardzo zimno,a we wrześniu dużo burz, upał też doskwiera w środku lata. Myślę, że koniec sierpnia jest optymalny, przynajmniej śniegu już (i jeszcze) nie ma, ale nie mogę zagwarantować, że nie będzie padać :-)

      Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.