
Weekend na Teneryfie. Wyspa, która wciąż mnie zaskakuje.
Ooo, już widać!!!! – podniecam się jak małe dziecko i prawie podskakuję na ryanairowym niewygodnym siedzeniu, kiedy po raz pierwszy wśród chmur pojawia się charakterystyczny stożek. Nadlatujemy z północy i okrążamy wyspę, choć będę tam czwarty raz, jeszcze nie widziałam wulkanu z tej perspektywy. Nawet dlatego warto przemęczyć pięć godzin na miejscu przy oknie. Przyklejam nos do szyby – najpierw rozległa metropolia – Puerto de La Cruz i wisząca nad nią warstwa chmur, potem poszarpane klifowe wybrzeże – widzę Masca i Los Gigantes, wreszcie pas kurortów – blokowisk na południu. Lądowanie i oklaski. Dla wielu to wymarzony i wyczekany tydzień w raju, dla mnie – długi weekend w miejscu, gdzie wracam jak do domu. Czytaj dalej „Weekend na Teneryfie. Wyspa, która wciąż mnie zaskakuje.”