Gruzja – you’ll never walk alone. Dwa dni pod Kazbekiem


Zbiegałam w strugach deszczu z wyższej niż Kościelec góry, na której stoi słynny kościółek Cminda Sameba, z kudłatym psem przy nodze, a gdzieś wysoko nad moją głową i kaukaskimi czterotysięcznikami przetaczała się burza. Wreszcie dopadłam do pensjonatu, z bólem serca zatrzasnęłam psu bramę przed nosem i weszłam do ciepłej, ciemnej sieni pełniącej też funkcję living roomu.

-Kasiu, mamy złą wiadomość – usłyszałam od progu – nie ma wody….. F**ck, to ostatnie, co chce usłyszeć spocony, brudny człowiek po całym dniu w górach. Mina mi zrzedła

Wina też już nie ma. Napijesz się czaczy?  Cóż było robić…Z ciężkim sercem rzuciłam plecak, klapnęłam na fotel i patrzyłam, jak nowi znajomi leją mi do szklanki z butelki po coli przezroczysty płyn nieznanego pochodzenia. Wody nie ma, ale też jest zajebiście. Welcome to Kazbegi! Czytaj dalej „Gruzja – you’ll never walk alone. Dwa dni pod Kazbekiem”

Uszguli – świnie, Szchara i pierwszy wycof


Teraz nawet się cieszę, że od lipca nie zdążyłam stworzyć wszystkich relacji z Gruzji. Dlaczego? Bo mam okazję wszystko sobie dokładnie przypomnieć i uciec od rzeczywistości. Powiem Wam szczerze –  ostatnio ta rzeczywistość nieco mnie dołuje.  Wiadomości unikam z premedytacją, staram się nie czytać gazet, ale tak czy siak informacje docierają do mnie poprzez social media. Nie da się od tego uciec. Czytaj dalej „Uszguli – świnie, Szchara i pierwszy wycof”

Mazeri – dzień lenistwa. Trekking w Swanetii cz.3


Tłukę się po serpentynach zdezelowanym busikiem już piątą godzinę – upał, tradycyjna poprzyjazdowa migrena i ruskie discopolo. W takich warunkah człowiek zaczyna w końcu wpadać w katatonię. Bo co mu innego pozostało..?  Aż tu nagle, wyjeżdżamy zza zakrętu i z lewej strony wyrasta w niebo ogromny,wręcz gigantyczny, szpiczasty szczyt.  Aaaa – Uszba! widzieliście??? – budzę się z letargu, budząc równocześnie towarzyszy niedoli. Tak, to wtedy pierwszy raz ją zobaczyłam. Busik mknie dale,j a mi udaje się w ostatniej chwili uchwycić dziwną nazwę miejscowości ( a raczej gminy) – Becho. I już wiem, że muszę to miejsce odwiedzić. Czytaj dalej „Mazeri – dzień lenistwa. Trekking w Swanetii cz.3”