GR10 – trawers Pirenejów. Część #2: Saint Jean Pied de Port – Chalets d’Iraty


Pierwsze dni w Kraju Basków nie były łatwe – ulewy, wichury, zbyt ciężki plecak. Nie załamałam się jednak i po jednodniowym odpoczynku w Saint Jean Pied de Port ruszam w dalszą drogę. Bez żalu opuszczam zatłoczoną i hałaśliwą mekkę pielgrzymów i wśród zielonych wzgórz uparcie idę na wschód. Podczas kolejnych dni trafię do prawdziwego raju na ziemi, poznam nowych kolegów, będę umierać ze strachu na trawersach i biec sprintem po piwo. Zapraszam na kolejną część relacji z baskijskiej części GR10.

Jeśli chcesz sobie przypomnieć, jak się to wszystko zaczęło, śmiało klikaj TU: GR10 w Kraju Basków: Hendaye – Saint Jean Pied de Port

Dzień 6. Saint Jean Pied de Port -gite d’etape Kaskoleta

Prognozy na kolejne dni są bezlitosne – ponad 30 stopni w cieniu. Dlatego plan jest ambitny – wstać jak najwcześniej i o świcie ruszyć na szlak. Niestety, realizacja tego planu pozostawia wiele do życzenia – rano grzebię się jak zwykle, po drodze załatwiam jeszcze wizytę w bankomacie i sklepie, ostatecznie wychodzę z bram miasta dopiero o 9 (sic!), kiedy słońce dość konkretnie zaczyna przygrzewać do asfaltu. Na domiar złego nie mogę się za bardzo roznegliżować – mam spalone ramiona i nogi, bo dwa dni wcześniej nie chciało mi się wyciągać z plecaka kremu do opalania :P

Saint Jean Pied de Port GR10 szlak - Pireneje

Oczywiście według przewodnika to kolejny „easy stage”, faktycznie przez większość czasu idzie się szutrowymi drogami i niestety asfaltem. Dziś głównymi trudnościami są upał, migrena i comiesięczna kobieca niedyspozycja.

Saint Jean Pied de Port GR10
przygoda tuż za rogiem ;)
Saint Jean Pied de Port - Kaskoleta-szlak-GR10 Pireneje
pogoda żyleta

Jaskrawe kolory, niebo bez jednej chmurki, łagodne, zielone krajobrazy – niby pięknie i sielankowo, ale właściwie już po dwóch godzinach mam dość. Kiedy szutrowa droga zmienia się na kilkadziesiąt minut w wąską ścieżkę trawersującą małe zielone wzgórza i widzę stado sepów krążące nad padłym bydłem, myślę sobie, że jak padnę na tym słońcu to prędzej znajdą mnie wyżej wymienione niż jakiś człowiek :-P Wymija mnie jeden gość, nawet zamieniam z nim kilka słów, ale tak szybko znika mi z pola widzenia, że do fizycznej niedyspozycji dochodzi też tradycyjna załamka : jestem słabeuszem, co ja tutaj robię?

Saint Jean Pied de Port - Kaskoleta-szlak-GR10 Pireneje

Każde napotkanie drzewo witam jak dobrego przyjaciela i mam ochotę do niego przytulić, bo chociaż na chwilę pozwala schronić się przed upałem; z euforią dostrzegam mały wodospad z lodowato zimną wodą – smakuje lepiej niż zimna  cola z lodem.

Saint Jean Pied de Port - Kaskoleta-szlak-GR10 Pireneje
byle do kolejnego drzewa..!

Gdzieś mniej więcej w połowie wędrówki na trasie GR10 znajduje się Estérençuby -mała wioska z knajpą, gdzie można zjeść lunch. Ja jednak rezygnuję z tego luksusu, bo przecież targam na plecach zapasy, zamiast tego przysiadam w cieniu na schodach małego kościółka.

Saint Jean Pied de Port - Kaskoleta-szlak-GR10 Pireneje
w dole widać Esterençuby

Tam jem lunch, a namiot suszę między nagrobkami na przyklejonym do kościoła cmentarzu. W pewnym momencie pojawia się starsza pani z kluczami do świątyni, ale zamiast (jakby to pewnie miało miejsce w Polsce) mnie wygonić i upomnieć, wdaje się ze mną w miłą pogawędkę. Domyślam się, że miłą, bo ja nie mówię po francusku, a pani po angielsku 😉

Wydaje się, że teraz dojście do mety dzisiejszego etapu – gite d’etape Kalskoleta to formalność – przyjemny, półtoragodzinny spacer. Pewnie tak by było, gdyby nie coraz większy upał, brak cienia i wspomniana wcześniej migrena. Wystarczy popatrzeć na zdjęcia, żeby wyobrazić sobie prażące jak w westernie słońce, nieruchome powietrze i uginającą się pod ciężarem plecaka postać, wlokącą się ostatkiem sił.

Saint Jean Pied de Port - Kaskoleta-szlak-GR10 Pireneje
wyobrażacie sobie jak tam grzało?

Do Kaskolety docieram około 15-stej i jest niczym oaza na pustyni/ raj na ziemi – jest cień, jest zimna woda do picia, jest Mark z UK, z którym mogę wreszcie pogadać po angielsku. Tak mi się tam podoba, a właścicielka jest taka miła, że postanawiam wykupić nocleg z kolacją i śniadaniem. Nie ma zbyt wielu ludzi, dlatego dostaję samodzielny pokój z wielkim łóżkiem. Czuję się niemal jak w Sheratonie 😉

Choć ten dzień był dla mnie ciężki i dość nieprzyjemny, to wieczór w Kaskolecie jest jednym z najfajniejszych wspomnień z Kraju Basków. Po zimnym prysznicu czuję się jak nowo narodzona, zasiadam przy stoliku na zewnątrz i relaksuję patrząc na zielone łagodne pagórki.

Saint Jean Pied de Port - Kaskoleta-szlak-GR10 Pireneje
chillout

Wkrótce w gite pojawia się Mohammed z Paryża, który jest na emeryturze i wreszcie ma czas na spełnienie wielkiego marzenia. Mohammed to moje przeciwieństwo – ma kartkę z rozpisanymi datami, noclegami, planem dopiętym na ostatni guzik; nie przewiduje złej pogody ani losowych wypadków, czy nawet zwykłego lenia, który może ogarnąć każdego. Ma ustaloną datę, kiedy kończy szlak.

Gdybym ja miała taki grafik, presja chyba by mnie wykończyła, a wędrówka straciłaby cały urok. Deadline’y mam w pracy, na szlaku preferuję improwizację 😉 Po pewnym czasie dołącza do nas dwóch kolesi, którzy wyglądają na biegaczy. Faktycznie, próbują przebiec cały GR10 w rekordowym czasie i robią dziennie po 50 km. Przypominam sobie wtedy jak zdycham po przejściu kilkunastu kilometrów z ciężkim plecakiem.

Saint Jean Pied de Port - Kaskoleta-szlak-GR10 Pireneje
raj na ziemi ;)

Wieczorem jaskrawe światło łagodnieje, słychać śpiew ptaków i ryczenie krów, pijemy dobre wino do kolacji, dzielimy się naszymi obawami i nadziejami związanymi z wędrówką. Z pobliskiego pagórka oglądam zachodzące za górami słońce. Chwilo trwaj, jesteś piękna…

GR10 Kaskoleta szlak - Pireneje
plan na jutro, już mi słabo.. :-P
GR10-szlak-Kraj Basków-Kaskoleta
baskijska sielaneczka
GR10 Kaskoleta- szlak - Kraj Basków
krowy też delektują się zachodem słońca
  • Dystans: 17,30 km
  • Czas: 6 h plus 1 h przerwy
  • Suma podejść: 999 m
  • Suma zejść: 540 m
  • Spalone kalorie: 1290 
  • Nocleg:  Gite d’etape Kaskoleta – 35 € ze kolacją i śniadaniem
SJPDP Kaskoleta
opentopomap.org

Dzień 7. Kaskoleta – Iraty

Kolejnego dnia, jeszcze przed świtem w Kaskolecie panuje atmosfera jak w Himalajach przed atakiem szczytowym. Szybkie śniadanie, pakowanie i wyjście – żeby być jak najdalej, kiedy słońca zacznie bezlitośnie prażyć.GR10_Kaskoleta-Iraty-szlak-Pireneje-Kraj Basków

Pewnie Was nie zdziwi, że od razu zostaję w tyle. Początkowo mam wrażenie, że będę mieć dużo lepszą formę niż wczoraj, jednak idę dość powoli – non stop zatrzymuję się, żeby robić zdjęcia. Zapowiada się przepiękny dzień.

GR10_Kaskoleta-Iraty-szlak-Pireneje-Kraj Basków
takich poranków się nie zapomina

 

GR10_Kaskoleta-Iraty-szlak-Pireneje-Kraj Basków

Wkrótce staję na przełęczy, gdzie, ku mojemu zdziwieniu, szlak zaczyna schodzić w dół (natomiast asfalt nadal biegnie górą) – by po kilkudziesięciu minutach zacząć wspinać się zakosami po zboczu, a potem przejść w trawers zboczami głębokiej doliny.

kraj basków-gr10-szlak-trekking

Pisałam już wcześniej o lęku, który mnie dopada na wąskich ścieżynach,skąd można się stoczyć kilkaset metrów w dół. Tu dodatkową atrakcją jest porywisty wiatr, który sprawia, że czuję się jeszcze bardziej niestabilnie i niepewnie. Naprawdę idę tamtędy z duszą na ramieniu, dużo wolniej niż przeciętny człowiek.

Kiedy widzę kolejną przełęcz i wydaje się, że to koniec tej męki, pojawia się ostatnia przeszkoda – skałki, które nie wiadomo, jak pokonać, żeby nie ześlizgnąć się w dół z ciężkim plecakiem. Nie mam wyjścia, przechodzę tamtędy prawie na czworakach. Grunt, że trawers się kończy i mogę odetchnąć z ulgą.

GR10_Kaskoleta-Iraty-szlak-Pireneje-Kraj Basków
koniec trawersu, ufff…

Z perspektywy czasu zastanawiam się, czy ten trawers rzeczywiście był taki straszny, czy przypadkiem nie szłam później wiele razy podobnymi ścieżkami podczas mojej dwumiesięcznej tułaczki i nie robiły na mniej większego wrażenia. Mam takie fajne wspomnienia z Kaskolety, że chciałabym jeszcze kiedyś wrócić w te okolice, może jesienią i chyba jednak wolę dołożyć z 2-3 km niż dobrowolnie skazywać się drugi raz na tą traumę :-P (na pewno dam Wam znać, czy ostatecznie to był dobry pomysł).

GR10_Kaskoleta-Iraty-szlak-Pireneje-Kraj Basków
tą drogą można się przedostać do Hiszpanii

Kiedy wreszcie szczęśliwie docieram na płaskowyż, okazuje się, że przez fatalne tempo na trawersie jestem w plecy ponad 1 h (vs. czas z przewodnika), a tym samym cały misterny plan ucieczki przed słońcem nieco bierze w łeb.

Przede mną główny punkt dnia czyli Sommet d’Occabe z prehistorycznymi kromlechami. Wieje jeszcze mocniej, w przewodniku czytam, że trawers jest eksponowany (jak się potem okazuje, wcale taki nie był) i biję się z myślami, czy mimo wszystko go nie ominąć. Podejmuję próbę podejścia szlakiem, ale w ogóle nie mam siły iść pod wiatr i rezygnuję.

GR10_Kaskoleta-Iraty-szlak-Pireneje-Kraj Basków
Iraukotuturru – tak się nazywa ta góreczka :D

Okrążam więc górę drepcząc asfaltówką, po pewnym czasie wchodzę do lasu i przez chwilę czuję się jak na beskidzkim szlaku. Leśny cień daje mi wytchnienie, bo w międzyczasie słońca zaczyna przygrzewać bez litości, jak poprzedniego dnia.

Koło południa docieram do Iraty Cize – to dolinka, gdzie znajdują się dwie knajpy, można też zrobić sobie piknik nad rzeką. Czuję się tak słabo, że postanawiam odżałować ciężko zarobione euro i zjeść jakiegoś steka, niestety w knajpie brak miejsc. Jak niepyszna wracam na GR10 i po kilkudziesięciu minutach zatrzymuję się nad jeziorkiem w lesie, gdzie zamiast stekiem ratuję się suszonym mango. Godzina spędzona w cieniu nieco stawia mnie na nogi i mogę ruszyć w dalszą drogę.

GR10_Kaskoleta-Iraty-szlak-Pireneje-Kraj Basków
Kazbek?

W międzyczasie w zasięgu mojego wzroku pojawia się mini Kazbek – Pic d’Orhy – najbardziej wysunięty na zachód pirenejski dwutysięcznik. Mam go gdzieś na swojej liście, ale przy długości francuskich dolin bez auta to wycieczka na dwa dni (więc nie wiem, czy kiedykolwiek ją zrealizuję).

GR10_Kaskoleta-Iraty-szlak-Pireneje-Kraj Basków
kolejna nazwa nie do wymówienia

Do Chalet’s d Iraty, skupiska domków letniskowych, docieram po 10 godzinach od opuszczenia Kaskolety. Tam na chwilę zapominam o tym, że padam na pysk, bo po wejściu na przełęcz o niemożliwej do wymówienia nazwie widzę cudowną panoramę Wysokich Pirenejów.

Trzaskam selfie jak szalona, a potem kieruję się do schroniska, gdzie nie ma żywej duszy, za to otwarta jest część ogólnodostępna z toaletami i doskonale wyposażoną kuchnią. Nie wiem, o co tu chodzi, ale wpadam na pomysł, że, jeśli nikt nie pojawi się do wieczora, to po prostu prześpię się na glebie, zamiast rozbijać namiot (do dziś nie wiem, jak w tym przybytku można zabukować nocleg :-P).

GR10_Kaskoleta-Iraty-szlak-Pireneje-Kraj Basków
tam idę!
Iraty schronisko GR10 szlak Pireneje - Kraj Basków
moje lokum

Po dziesięciogodzinnej wędrówce marzę o zimnym piwie na tarasie z widokiem na ośnieżone Pireneje, ale spotyka mnie rozczarowanie wszechczasów – okazuje się, że w niedzielę knajpę zamykają tu o 17-stej, nie chcą mi też sprzedać piwa na wynos. Podziwiam ten francuski work-life balance 😉

Nagle niespodziewanie pojawia się Mark i mówi, że a) nocują z Mohammedem w innym schronisku b) piwo mogę kupić w sklepie oddalonym o kilometr, który jest otwarty jeszcze przez pół godziny. Myślałam, że się już tego dnia nie ruszę, ale do sklepu biegną jak na skrzydłach 😉

wspieram lokalne browary ;)
wspieram lokalne browary ;)

Wieczorem poznani wczoraj koledzy nie tylko zapraszają mnie na kolację, ale proponują, że mogę skorzystać u nich z prysznica. Żyć, nie umierać!

Noc spędzam na glebie w schronisku, które mam tylko dla siebie, żeby nie było zbyt luksusowo, rozkładam legowisko przy toaletach, bo w jadalni śmierdzi świeżą farbą :-P Jutro planuję nadal przemieszczać się na wschód, ku wysokim Pirenejom, ale tradycyjnie – na skróty. Jak wyglądał taki skrót w moim wydaniu – o tym w następnym odcinku.


  • Dystans: 20,6 km
  • Czas: 10 h (w tym masa przerw)
  • Suma podejść: 1290 m
  • Suma zejść: 602 m
  • Spalone kalorie: 1712 kcal
  • Nocleg:  na glebie w Iraty Gîte d’étape za free

    GR10 Kaskoleta Iraty
    opentopomap.org

 

 

 

 

 

 

8 uwag do wpisu “GR10 – trawers Pirenejów. Część #2: Saint Jean Pied de Port – Chalets d’Iraty

  1. Cudowny opis. :) Mam nadzieję, że na kolejną część nie będziemy musieli długo czekać. ;)
    Od dawna śledzę bloga i podziwiam Twój hart ducha. :) Twoje wpisy podnoszą mnie na duchu i utwierdzają w przekonaniu, że nie trzeba być super fit maratończykiem, żeby chodzić po górach. Ja też często walczę ze słabościami na szlaku. :)

    Polubienie

    1. Dzięki Magda! Czekam na deszcz, żeby móc pisać, bo niestety permanentny hałas za oknem nie sprzyja tworzeniu nowych artykułów :
      Oczywiście – nie trzeba być super fit ani nawet trenować ;)

      Polubienie

  2. Hej! Chciałabym zapytać czy nie myślałaś może o wpisie na temat swojego sprzętu? Co się sprawdza, co okazało się porażka na twoich różnych wyprawach? Szczególnie interesowałby mnie twój wybór plecaka czy butów, ale także np spiwor :)

    Polubienie

    1. Hej Ada! Chętnie udzielę Ci informacji :-) O wpisie nie myślałam, bo mnóstwo takich wisi w necie.
      Plecak Deuter Futura Vario 45 plus 10 – bardzo polecam! Śpiwór z Cumulusa – zmodyfikowany Lite Line 400 – puch 900 cuin hydrofobowy, powłoka Pertex Quantum Pro 36 g (czyli trochę wodoodporna), dodałam tez ectra puch w stopy, no i wybrałam ładny kolor. Ani razu w nim nie zmarzłam przez dwa miesiące, a czasem spałam przykryta jak kołdrą, bo było za gorąco :-), nawet na wys. 2300 m npm :-D
      Buty super wygodne są Meindl Litepeak, pod względem wygody polecam, ale trwałości już nie – zajeździłam je komoletnie podczas lata w Pirenejach i muszę oddać do reklamacji (trochę czasu mi zeszło, hehe)

      Polubienie

  3. Hej 🙂 Zastanawiam się jak to jest z dzikimi zwierzętami, czy kiedykolwiek spotkałaś niedźwiedzia lub dzika na szlaku? Stawiam pierwsze kroki w całkowicie samotnych wędrówkach i nie mogę się pozbyć ciągłego uczucia niepokoju, które mi towarzyszy głęboko w lesie. Wiadomo, że rozmowa z towarzyszami odstrasza zwierzęta, a w pojedynkę łatwiej je zaskoczyć. Jest się czego obawiać? W jaki sposób udało Ci się pozbyć tego stanu alertu, a może nigdy go nie było? 🙂

    Polubienie

    1. W Pirenejach zwierząt brak, kilkadziesiąt niedźwiedzi jest na całe pasmo, największe zagrożenie to psy pasterskie.
      A tak ogólnie…czasem czuję jakiś lęk przed niedźwiedziem, wtedy staram się robić nieco więcej hałasu – kijkami stukać np. albo podśpiewywać :-)
      Ale bez obaw – w PL jest naprawdę mało zwierząt, wszystko wybili (albo wypłoszyli)
      Myślę, że to kwestia przyzwyczajenia. Czuję się bezpieczniej w lesie niż w Krakowie pośród pędzących aut i tramwajów

      Polubienie

    1. Hej Ewa, nie wiem czy jest szansa… Choć pisanie sprawiało mi dużo radości, teraz myślę, że każdy kolejny wpis, każde kolejne piękne zdjęcie przyczynia się do generowania coraz większego ruchu w górach. Polskie góry już stracone, nie chciałabym, żeby to samo stało się w Pirenejach…
      Niby mój blog czy artykuł o marnym zasięgu wiele nie zmieni, ale mnie to przeraża, że chodzenie po górach stało się modą dla wszystkich a nie hobby dla szaleńców, którzy lubią się potaplać w błocie w wolnym czasie…..

      Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.