Chyba każda kobieta marzy,żeby być zawsze piękna i młoda. Starożytni wierzyli,że wystarczy wykąpać się w sadzawce Afrodyty,żeby wiecznie cieszyć się urodą i powodzeniem. Niestety, droga na wyspę bogini miłości była długa,pełna niebezpieczeństw i dla mało kogo osiągalna. Dziś niewiele się zmieniło – marzenie o nieprzemijającym pięknie kupujemy w pudełeczkach kremów i gabinetach kosmetycznych. Ale ja, zamiast wydać 200 zł na krem, wolę wydać te pieniądze na bilet lotniczy do Pafos i przekonać się na własnej skórze,czy magia źródełka wciąż działa.Na Cypr lecę z Krakowa 3,5 godziny za dokładnie 192 zł w obie strony.Zatrzymuję się w zabitych dechami miasteczku Polis na północno – zachodnim wybrzeżu.
Dlaczego tam? Bo było najtaniej. Dopiero później okazuje się,że do morza trzeba iść dobre pół godziny, a do fajnej plaży jechać autobusem. Hotel przypomina mi czasy realnego socjalizmu,wydaje mi się też,że jestem jedynym gościem.Ja jednak jestem zadowolona – jest spokój, pusta plaża, ciepłe morze,piękne widoki i upał od 8 rano. Po całodziennym maratonie opalania stwierdzam,że koniec leżenia plackiem, jutro uderzam na szlak Afrodyty.
Z Polis do sadzawki,gdzie kąpała się Afrodyta jadę autobusem nr 660 (kierunek Baths of Aphrodite) za 1,5 euro; na szczęście udaje mi się zdążyć na pierwszy o 8 rano. Po 15 minutach jazdy jestem na miejscu, wysiadam, znajduję sadzawkę… jestem całkiem sama. To mi się podoba! Wokół „park” z różnymi roślinami, na parkingu stacjonuje osiołek, który zapewne żyje z turystów. Rankiem, bez tłumu i upału jest całkiem przyjemnie, Nie ryzykuję mandatu i nie wskakuję do sadzawki, moczę tylko rękę, Może to wystarczy.Cóż, okaże się za kilka lat.
Postanawiam przejść się ścieżkami, po których tysiące lat temu chodziła Afrodyta z Adonisem ( i przy okazji zdobyć mały szczyt – Moutti tis Sotiras, a jakże)Szlak łatwy i krótki – 3 godziny i tylko 300 m.n.p.m. Już po dwudziestu minutach marszu pod górę przychodzi chwila załamania i mam ochotę wracać. Upał ok 30 st, zero cienia,zero, wiatru.
Usypane kopczyki jak z Blair Witch Project. Atmosfera daleka od romantyzmu – jestem mokra i czerwona. Boję się usiąść na ziemi,bo nie wiadomo czy wśród kolczastych krzewów nie czają się skorpiony i węże. Na szczęście ambicja ( i perspektywa pięknych widoków) nie pozwala mi zawrócić i kilkanaście minut później docieram do zagajnika z 860 letnim dębem, ruinami sanktuarium Afrodyty – Pyrgos tis Regainas i co najważniejsze cieniem. Dąb jest jak zbawienie, ciekawe ilu strudzonym wędrowcom przez setki lat uratował życie.
Osiemsetletnia energia dębu (a może raczej powerade) sprawia,że odzyskuję siły i wiarę w siebie, teraz pruję pod górę, bo do szczytu już niedaleko. Niestety, okazuje się,że ścieżki na szczyt nie ma, chyba trzeba by iść na przełaj ( krzaki, kolce,skorpiony) za to jest ławka z widokiem na błękitne laguny. Nie martwię się i nie mam ciśnienia,żeby szukać na siłę szczytu, za to spokojnie jem drugie śniadanie i odpoczywam w cieniu, Jest początek czerwca, nie wyobrażam sobie tej banalnej przecież trasy w środku lata.
Schodzę inną drogą, znacznie ciekawszą bo z widokiem na morze i pasma górskie. Przed wyjazdem szukałam w necie opisu szlaku i wiele źródeł podawało,że zejście jest strome i trudne. Litości! Od biedy można iść w sandałach:-) Czasem wydaje mi się,że wiele opisów jakie znajduję na blogach jest mocno przesadzonych, A może po prostu nastawionych na ludzi, którzy zwykle siedzą przy hotelowym basenie i na wycieczkę idą w japonkach…
Tak czy siak – schodzi się przyjemnie,koniec szlaku wiedzie utwardzaną drogą, Na jednym z cypli widzę obozowisku hippisów – niezła miejscówka! Cała trasa zajmuje mi plus minus trzy godziny.Jestem z powrotem przy sadzawce, która wygląda zupełnie inaczej niż rano – tłumy!To był bardzo dobry pomysł,żeby jechać pierwszym autobusem.
Następny autobus za godzinę,więc zabieram się ze spotkanymi na parkingu Polakami.Chwila na plaży w Latchi, następny stop, sjesta w klimatyzowanym pokoju hotelowym, no a potem wracam do smażenia się pod cypryjskim palącym słońcem. Warto wspomnieć,że jestem wykończona jak po całym dniu w Tatrach,wędrówka w ponad 30 stopniowym upale potrafi dać w kość najwytrwalszym.Na Półwyspie Akamas jest podobno więcej szlaków,ale ja już podziękuję – może wrócę tam kiedyś jesienią albo wiosną, kiedy chodzenie górach będzie przyjemnością a nie męką.
Trzy dni na Cyprze mijają szybko, przywożę piękną opaleniznę, niemniej piękne zdjęcia i apetyt na więcej. Czy już wspominałam,że to moja pierwsza całkiem samodzielne zorganizowana wyprawa z plecakiem?Odważyłam się i to było najważniejsze. Od tego czasu minęło kilka lat i wiele podróży. Patrzę w lustro i myślę,że nie wyglądam jak 37 letnia poważna kobieta, pracowniczka globalnej korporacji. Hmmm, może zamoczenie ręki w sadzawce pomogło, a może to sama Afrodyta spojrzała na mnie przychylnym wzrokiem, kiedy ostatkiem sił wędrowałam jej ścieżkami… ;-) Chyba muszę w najbliższym czasie tam wrócić, zdecydowanie wolę kupić bilet lotniczy niż cudowny krem za kilka stówek. Jakby nie było – to wciąż inwestycja w siebie…..