Pico del Cielo. Górska wyrypa na Costa Tropical.


DSCN3034Po co chodzisz po górach?Bo są. Dlaczego zdobyłam Pico del Cielo? Bo był w najbliższej okolicy. Kiedy tylko udało mi się kupić tanie loty do Malagi i zarezerwować nocleg w Nerji, zaczęłam gorączkowo szukać jakiejś góry, na którą mogłabym wejść. Padło na  szczyt Pico del Cielo, górujący nad ponad turystycznym miasteczkiem. Trekking miał być na dokładkę przy plażowaniu w Nerji,ale ostatecznie stał się głównym celem mojego weekendu w Andaluzji.

Pico del Cielo wznosi się na 1508 m ponad plażami Nerji.To tak jak Hala Gąsienicowa – bułka z masłem!Trzeba jednak pamiętać,że zaczynamy zdobywanie góry od poziomu morza i że już na początku kwietnia na Costa Tropical słońce praży jak w upalny letni dzień w Polsce.


Nerja to miejscowość turystyczna położona 50 km na wschód od Malagi, na skraju Costa Tropical. To podobno najcieplejsze miejsce w Europie, osłonięte od północy 3 tysięcznymi szczytami Sierra Nevada. Jest też mniej komercyjnie i dyskotekowo niż w kurortach Costa del Sol. Ja wybrałam Nerję,bo, tradycyjnie, wyskoczyło mi w wyszukiwarce zdjęcie z Balcon de Europa ( patrz: niżej). I od razu pomyślałam,że muszę tam kiedyś pojechać.


na balkonie dzień przed atakiem szczytowym ;-)

Szlak zaczyna się przy  kompleksie jaskiń Cuevas de Nerja  i na początku jest bardzo dobrze oznaczony.(Z centrum Nerji najlepiej dojechać lokalnym autobusem.) Szlak oznaczany jako trudny, ale nie okłamujmy się – nie są to Rysy ani Orla Perć, jedyna trudność pojawia się na samym końcu szlaku.

Pierwsza chwila załamania przyszła już podczas marszu szutrową drogą – ogarnęła mnie totalna niemoc, nikt nie chciał się zatrzymać na stopa,zaczęła odzywać się stara kontuzja a końca nie było widać. Choć długa i monotonna, to najłatwiejsza część szlaku. Po dwóch godzinach droga się kończy,tu zmotoryzowani mogą zostawić samochód a droga zamienia się w ścieżkę trawersującą zygzakami strome zbocze. Coraz większy upał, na tym etapie można nieźle się zmachać.

DSCN3087

Mozolne wspinanie się na grzbiet trwało prawie półtorej godziny. Po wyjściu na grań mogłam chwilę odetchnąć, szłam niemal po płaskim, podziwiając widoki po obu stronach  Przed sobą miałam szczyt,który wydawał się na wyciągnięcie ręki.

Wreszcie ostatnia prosta,a raczej ostatnie podejście i tu kolejna chwila załamania. Jak to bywa w Hiszpanii – szlak nie jest oznaczony, gubi się wśród rumowiska kamieni i skał, niby już widać szczyt ale nie wiadomo,jak się tam dostać. Po 4 godzinach wędrówki miałam ochotę zawrócić. Najpierw w przestrzeń posypała się wiązanka niecenzuralnych wyrażeń, a potem myślałam,że się rozpłaczę. W pobliżu żadnych ludzi, za którymi można by iść; za to widziałam sylwetki  na szczycie nade mną.

W końcu z duszą na ramieniu zaczęlam wędrówkę na przełaj; modląc się,żeby nie wpakować się gdzieś, skadś można spaść. Po pewnym czasie intensywnego wgapiania się w skały pod nogami znalazłam czerwone kropki ( oznaczenie szlaku), a po kilku minutach zmęczona i szczęśliwa stanęłam na szczycie.

Pico del Cielo
veni,vidi,vici

Na szczycie wiało strasznie, na domiar złego zepsułam zamek w plecaku. Kiedy starałam się go jakoś naprawić, moim losem zainteresował się przewodnik, który przyprowadził tu grupę francuskich turystów. Zaczęliśmy rozmawiać,gdyby  nie on nie wiedziałabym,że na horyzoncie majaczy się Afryka, a na północy ośnieżone szczyty Sierra Nevada; pogadaliśmy o życiu i oczywiście o górach;okazało się że nigdy nie był na Kanarach – chyba w myśl zasady “cudze chwalicie…”

w tle Sierra Nevada

W pewnym momencie zrobiło mi się juz niemal głupio, bo zamiast zabawiać turystów,którzy zapłacili ciężkie euro, cały czas gadał ze mną. Godzina szybko minęła i zaczęliśmy schodzić, podłączyłam się pod grupę, bo obawiałam się,że teraz z kolei nie znajdę właściwego szlaku na dół. DSCN3124Jak się okazało, trochę go zdemonizowałam.Poszło jak z płatka, a ja szybko wyprzedziłam wycieczkę I pognałam na dół.

Pewnie nigdy by mnie nie dogonili, gdyby nie to,że po zejściu na parking wsiedli w klimatyzowane auto, a ja wciąż dreptałam w dół w upale. Nowy znajomy chciał mnie oczywiście podwieźć,no ale JA nie będę przecież JECHAŁA autem z emerytami, mam ambicję. Grzecznie odmówiłam,a przewodnik pokazał mi ciekawszą,alternatywną drogę zejścia i odjechał wzbudzając z sobą tuman kurzu.

Tradycyjnie – szybko pożałowałam mojego kozakowania – w słońcu było ok 30 stopni, świeciło mi prosto w twarz, myślałam,że w tym upale wyzionę ducha. Nie wyobrażam sobie, co by było latem. Żeby się jakoś podbudować, co jakiś czas patrzyłam za siebie, na szczyt,gdzie jeszcze niedawno siedziałam w polarze.

szlak

Dokładnie 8 godzin po jego opuszczeniu byłam z powrotem na parkingu.Ostatkiem sił dopadłam do baru przy jaskiniach i kupiłam puszkę coli,nie patrząc nawet ile kosztuje.Było mi dokładnie wszystko jedno. Stwierdziłam też,że śmierdzę – jak turysta,który od dawna nie widział prysznica albo ludzie latem w krakowskim MPK. Z dumą patrzyłam na daleki wierzchołek Pico del Cielo, którego zdobycie okazało się niezłą wyrypą.

3 uwagi do wpisu “Pico del Cielo. Górska wyrypa na Costa Tropical.

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.