Weekend na Teneryfie. Wyspa, która wciąż mnie zaskakuje.


Ooo, już widać!!!! – podniecam się jak małe dziecko i prawie podskakuję na ryanairowym niewygodnym siedzeniu, kiedy po raz pierwszy wśród chmur pojawia się charakterystyczny stożek.  Nadlatujemy z północy i okrążamy wyspę, choć będę tam czwarty raz, jeszcze nie widziałam wulkanu z tej perspektywy. Nawet dlatego warto przemęczyć pięć godzin na miejscu przy oknie. Przyklejam nos do szyby – najpierw rozległa metropolia – Puerto de La Cruz i wisząca nad nią warstwa chmur, potem poszarpane klifowe wybrzeże – widzę Masca i Los Gigantes, wreszcie pas kurortów –  blokowisk na południu. Lądowanie i oklaski. Dla wielu to wymarzony i wyczekany tydzień w raju, dla mnie – długi weekend w miejscu, gdzie wracam jak do domu. Czytaj dalej „Weekend na Teneryfie. Wyspa, która wciąż mnie zaskakuje.”

Tak się spełnia marzenia!


Listopad to tradycyjnie czas narzekania. Kraków spowity gęstym smogiem, zimno i ciemno, urlop wykorzystany do zera, koniec roku to czas podsumowań, ktore nie zawsze wypadają dobrze. Smutek i nostalgia. Ale kiedy tak siedzę na sofie i użalam się nad sobą, nagle przypominam sobie, chociaż moje życie nie wygląda do końca tak jakbym chciała, jestem szczęściarą. Przecież udało mi się spełnić kilka marzeń, które kiedyś wydawały się nierealne. I wcale nie było tak trudno!

Czytaj dalej „Tak się spełnia marzenia!”

Ruta de Tres Miles. W pogoni za Niemcem.


Gardzę wycieczkami zorganizowanymi, za Chiny nie zapłaciłabym za wyprawę w góry z przewodnikiem; lubię być sobie sterem,żeglarzem, okrętem. Kto mnie zna osobiście wie,że niespecjalną miłością pałam do Niemców ( może dlatego,że przez półtora roku mieszkałam ze studentami zza naszej zachodniej granicy)) Dlatego pewnie trudno uwierzyć w to,że niemal cały dzień spędziłam w towarzystwie spontanicznie uformowanej niemieckiej wycieczki zdobywając trzy szczyty na Majorce. Upadłam na głowę,czy co?

Czytaj dalej „Ruta de Tres Miles. W pogoni za Niemcem.”