Uszba,Uszba pokaż rogi…Trekking w Swanetii cz. 1


Kaukaz mnie pokonał. Szłam przez pofalowany płaskowyż otoczony przez strzelające w niebo czterotysięczniki, patrząc na przemian, nerwowo na zegarek i za zachwytem na rogatą zaśnieżoną Uszbę, która ani trochę się nie zbliżała. Wydawało się,że góra z pobłażliwym uśmiechem patrzy  na ludzką mrówkę drepczącą po zielonej łące. Podobnie, jak ja kilka godzin wcześniej – z drwiącym uśmieszkiem analizowałam relacje blogerów, którzy twierdzili, że już podchodząc pod krzyż górujący nad Mestią można się nieźle zmęczyć. Przecież ten krzyż to rzut beretem, godzina, max półtorej – myślałam – pewnie nie chodzą po górach i mają kondycji. Nie to co ja :-D Do krzyża dowlokłam się w 2,5 godziny….zupełnie bez mocy i  bez formy. Oficjalnie – zwracam honor. Czytaj dalej „Uszba,Uszba pokaż rogi…Trekking w Swanetii cz. 1”

Góry, czacza i krowie placki. Moje pierwsze spotkanie z Gruzją


Gruzja to nie jest kraj dla każdego. Mam wrażenie, że nie każdy by tu wytrzymał. Dzień pierwszy. Po nieprzespanej nocy i kilku godzinach telepania się po serpentynach i wertepach nasza marszrutka łapie gumę. Stoimy na zakręcie nad przepaścią. Koła zapasowego nie ma, no bo po co…. Kierowcy zaglądają pod podwozie, deliberują, palą fajkę za fajką. Nasza grupa chroni się w nikłym cieniu rzucanym przez słup wysokiego napięcia. Czekamy.

Mestia. Pokój z bookingcom to pomieszczenie w piwnicy bez okna – bez wahania odwracam się na pięcie i z ciężkim plecakiem wędruję w upale od domu do domu szukając nowego noclegu. Żar leje się z nieba, a ja idąc z trudem omijam krowie placki. Czytaj dalej „Góry, czacza i krowie placki. Moje pierwsze spotkanie z Gruzją”

Co zabrać ze sobą do Gruzji? Mocną głowę!


DSCN3473Wygląda na to, że  Anna i Marcin czują się w Gruzji jak w domu – czytając książkę można się pogubić, ile razy, kiedy i w jakim celu tam byli. Na pewno Gruzja ma w ich sercu szczególne miejsce, tam wzięli ślub, tam czekają na nich przyjaciele, tam Marcin uciekał przed kulami snajperów i ledwie uszedł z życiem z tonącego statku.

Lektura książki to jak niekończąca się impreza  – siadamy razem z Mellerami i ich gruzińskimi kompanami za stołem, jemy,pijemy i słuchamy toastów; godziny lecą. W rzeczywistości –  zaczyna mi burczeć w brzuchu ( przecież w kółko czytam o gruzińskim jedzeniu) i przejmuje mnie groza na myśl, jak mocną trzeba mieć głowę ( i wątrobę) , żeby bez uszczerbku na zdrowiu przeżyć pobyt w Gruzji.

Czytaj dalej „Co zabrać ze sobą do Gruzji? Mocną głowę!”