Dziewiąta rano,czyste niebo,fioletowe kwiaty – sielankowy poranek w Dolinie Gąsienicowej. Z tego miejsca nie widać jeszcze przełęczy, chowa się za Żółtą Turnią. I bardzo dobrze – nie wiesz, co Cię czeka…Idziesz, naiwnie łudząc się,że każda widoczna przełęcz to już Krzyżne. I wreszcie, po czterech godzinach marszu, kiedy mięśnie zaczynają dawać się we znaki, czujesz każdy dekagram w plecaku i każdą nieprzespaną godzinę, wychodzisz zza zakrętu. I z przerażeniem patrzysz w górę. Przed Tobą wyrasta mur szczytów, przecięty schowaną za skałami przełęczą, na którą szlak wiedzie przez rumowisko głazów.
” Niemożliwe,że wejdziemy tam w godzinę” – z powątpiewaniem mówi Twoja towarzyszka niedoli, a Ty przeżywasz klasyczną załamkę. Nie wiesz,co gorsze – czołganie się na odległą przełęcz, czy żmudny i samotny powrót do Murowańca.
Jeden,dwa,trzy,…pięćdziesiąt…liczysz kroki i zamiast na daleki cel, gapisz się pod nogi. To zdecydowanie pomaga. Nagle widzisz,że przed Tobą wyrastają skały, które jeszcze przed chwilą były tak daleko. Chowasz kijki,zakładasz rękawiczki i z pewną taką nieśmiałością zaczynasz wspinaczkę.

Nie taki diabeł straszny…Dostajesz skrzydeł,zwłaszcza,że po raz pierwszy, gdzieś daleko nad sobą widzisz dokładnie trawiaste siodło Krzyżnego. Jeszcze kilka kroków i nagle perspektywa się rozszerza, a Ty wiesz,że się udało! Jak na dłoni Dolina Pięciu Stawów z malutkim schroniskiem i dobrze widocznymi szlakami,a dalej aż po horyzont już tylko szczyty. Twoje kolejne cele.The world is mine!
Zmęczenie znika, lunch z widokiem, sesja zdjęciowa, zaczynasz klasycznie kozakować – „ej, może od razu przejdziemy przez Świstówkę do MOKA?”. Kilkadziesiąt minut wcześniej chciałaś wracać, czułaś,że nie zrobisz kroku więcej…a teraz z radością pokonujesz strome zejście żlebem w dół, prosto do schroniska. Tam czeka zimny browar! Zejście do Piątki to już tylko formalność!

Półtorej godziny później – wleczesz się noga za nogą,ścieżka trawersująca zbocze schodzi w dół ( prawidłowo) tylko po to,żeby znów wspinać się do góry. Każde kolejne podejście to męka – bardziej psychiczna niż fizyczna,choć czujesz dziwne drganie wszysktich mięśni. Na domiar złego na Twoją głowę spadają pierwsze krople deszczu. Masz to w dupie,po prostu nie chce Ci się wyciągać kurtki. Sytuację ratuje skacząca po skałach kozica i spadający z góry wodospad, w którym masz ochotę zamoczyć głowę. Przytroczony do plecaka metalowy kubek pobrzękuje jak dzwonek owieczki pasącej się na hali.
Wreszcie Dolina Pięciu Stawów, zatłoczone schronisko, kolejka do baru i do kibla, hałaśliwi turyści w sandałach, piknik na brzegach, zapach zioła w powietrzu. Zamiast piwa pijesz herbatę,gapisz się z taflę jeziora i utuczoną przez turystów dziką ( oczywiście) kaczkę. Ale kiedy odwracasz głowę widzisz Orlą Perć kończącą się zieloną przełęczą, po której chodzą malutkie ludziki, Nie możesz uwierzyć, że nie tak dawno tam byłaś. Masz poczucie dobrze spełnionego obowiązku ;-)
Jeszcze tylko dwugodzinny nudny powrót Doliną Roztoki,coraz bardziej bolące kolana, snucie marzeń kulinarnych – chińczyk albo schabowy ( żadne z nich nie zostanie spełnione,bo na dworcu jesteś na styk – masz tylko czas,żeby w biegu połkąć kawałek pizzy). Potem to ,o tygrysy lubią najbardziej – asfaltówka. Nie masz już siły gadać.W busiku z Palenicy zapadasz w letarg, w Szwagropolu w błogostan, bo to koniec męki, możesz nareszcie odpocząć.
3 godziny snu,prawie 12 godzin na szlaku, ponad 23 km,3 litry wody, 2 opakowania kabanosów,kilkadziesiąt zdjęć….Krzyżne zaliczone.T rochę wstyd,że tak późno. Lepiej późno niż wcale. Lepiej w towarzystwie niż samemu. Kiedyś tam wrócę – zrobić lepsze foty. Teraz przynajmniej wiem,czego się spodziewać….
TROCHĘ KONKRETÓW:
Start 7.20 am z Kuźnic, powrót do Palenicy ok 18.40. Dłuższe przerwy w Murowańcu,na Krzyżnem i w Dolinie Pięciu Stawów. Mnóstwo mikro-przerw na wyrównanie oddechu czy uzupełnienie płynów. Trudności : żadne. Rzekomo jest na szlaku jedno trudniejsze miejsce – jakie – zastanawiam się do dziś. Być może to skalne żeberko przy zejściu do Piątki, a może skałka na którą trzeba się wdrapac przy podejściu. Nie zarejestrowałam też ekspozycji ( a jestem na nią dość wrażliwa), czy problemów ze znalezieniem szlaku. Największa i jedyna trudność to ta kóra była w mojej głowie. Zmęczenie i zarwana noc robi swoje – widząc ostatnie strome podejście autentycznie czuję,że już nie dam rady. Podejście nie jest tak straszne jak się wydaje, powiem więcej – kiedy zacznają się skałki robi się jakby łatwiej, zwalniamy tempo,jest czas.żeby pozbyć się zadyszki. Niezbyt miło będę wspominać też końcowkę zejścia do Piątki,która strasznie się dłuży. Fotorelacja ze szlaku poniżej. Niestety, brak zdjęcia podejścia,które spowodowało u mnie załamanie nerwowe – z tego wszystkiego zapomniałam je uwiecznić. Może to i lepiej – nie będę psuła Wam niespodzianki ;-)
z nieba mi z tym spadłas. jutro o tej porze będę rozkładać namiot na campingu w zakopanem, pojutrze będę odpoczywać po rysach a na popojutrze szukałam planu. mam, dzięki. będzie pieknie.
PolubieniePolubienie
no to życzę powodzenia! ja po sprawdzeniu pogody zabukowałam nocleg w Zakopcu i wpadam na weekend :-) choć plan wciąż płynny ;-)
PolubieniePolubienie
no i na krzyżne nie poszliśmy, zmasakrowały nas rysy i przejście przez szpiglasową przełęcz, do tego stopnia że wrócilismy dzień wcześniej bo i tak nie mogliśmy chodzić ;) następnym razem.
PolubieniePolubienie
no następnym! Szpiglas jeszcze przede mną :-) urlopu brak a nie w każdy weekend da się jechać ( pogoda)
PolubieniePolubienie