Nie lubię zwiedzać, powiem więcej – nudzi mnie to, do muzeum siłą mnie nie zaciągną, szkoda mi kasy na płatne atrakcje, bardziej niż (arcy) dzieła człowieka, zachwycają mnie te stworzone przez naturę. Czasem jednak nie ma wyjścia i w drodze na zadupie trzeba odwiedzić jakieś miasto. Lizbona – wszyscy znajomi ( czy to blogerzy czy „zwykli śmiertelnicy”) jak jeden mąż się nią zachwycają, artykuły na blogach można liczyć w tysiącach. 30 godzin w stolicy Portugalii to doskonała okazja, żeby zwiedzić topowe atrakcje. Ale mnie to nie kręci, moje zwiedzanie Lizbony to spacer bez celu uliczkami miasta, ja mam zupełnie inny plan. Mój krótki czas w Lizbonie zamierzam wykorzystać na….zwiedzanie pobliskiej Sintry.

O Sintrze można przeczytać na wielu blogach, zdecydowanie nie jest to miejsce off the beaten track. Dlatego nie będę powtarzać tego, co już wiele razy pisali inni ( tu polecam zajrzeć na bloga Duże Podróże, z kórego sama korzystałam przed wyjazdem). Chciałam natomiast podzielić się moimi bardzo subiektywnymi spostrzeżeniami, które mam nadzieję pomogą Wam zaplanować wycieczkę do Sintry. Na początek mała zachęta fotograficzna :
O czym warto pamiętać wybierając się do Sintry :
- zbankrutujesz – tanio nie jest. O ile dojazd to kilka euro, to na miejscu panuje straszna drożyzna ( być może moje postrzeganie cen było takie, bo to był mój pierwszy dzień w strefie euro, potem człowiek się przyzwyczaja) . Mała woda w sklepie – 1,20 €,kanapka 5€ wstęp na wszystkie atrakcje to ponad 50 €, autobus kolejne 5 €. Na pewno nie jest to rodzaj atrakcji, które zwiedza się za free. Ja szarpnęłam się na dwa zamki i było warto. Mogłam jednak odpuścić zwiedzanie Pałacu Pena w środku, bo mnie to średnio interesowało. No, ale kto wiedział, że można wykupić tylko ogrody i dziedziniec….Aktualny cennik : TU

- zmęczysz się – Sintra to kilka zamków położonych na wzgórzach. Przemieszczanie się piechotą pomiędzy zamkami jest męczące i czasochłonne, zwłaszcza w lipcowym upale
- załóż buty trekkingowe – to nie żart – jeśli chcesz zwiedzać zamki piechotą, to zdecydowanie lepsza opcja niż sandały. Dużo podejść i zejść, choć ścieżki są doskonale utrzymane, jak alejki w parku, ja się bardzo umęczyłam i rozbolały mnie nogi. Jeśli nie buty trekkingowe, to chociaż wygodne buty sportowe.

- weź ze sobą prowiant i wodę – jak wyżej. Ja nie wzięłam, co zdecydowanie powiększyło koszty wycieczki. Nie zrozumcie mnie źle, nie jestem za tym, żeby na wakacjach oszczędzać na wszystkim, ale ceny w Sintrze to rozbój w biały dzień, prawie jak na lotnisku. Nie łudźcie się, że znajdziecie w okolicy jakiś sklep/market dla tubylców – w promieniu pół kilometra od stacji kolejowej nie znalazłam żadnego sklepu z normalnymi cenami. Dlatego wodę oszczędzałam jak na pustyni i pół dnia pociągnęłam o tej jednej kanapce.
- tłumy – niestety, byłam w okresie wakacyjnym ( w środku tygodnia, nie chcę wiedzieć, co się tam dzieje w weekendy). Wygląda na to, że do Sintry tłumy walą jak do Chochołowskiej na krokusy. Zrobienie jakiegokolwiek zdjęcia bez ludzi w kadrze graniczy z cudem. Szczególnie wkurzające były rozwrzeszczane wycieczki szkolne. Ja strasznie tłumu nie lubię i przeszkadza mi w kontemplowaniu pięknych miejsc. Jedyne wyjście – dotrzeć do Sintry jak najwcześniej się da ( jest też nieco taniej i nie tak gorąco). Właśnie z powodu tłumów największym rozczarowaniem był dla mnie Zamek Maurów – robi wrażenie, ale lepiej czułam się siedząc sama w ruinach zamku na szczycie góry , gdzieś na małej zapomnianje greckiej wyspie
- kicz – jeśli nie lubisz kiczu omijaj szerokim łukiem Palacio Nacional da Pena. Chodząc po dziedzińcu nie mogłam wyjść z szoku, pomieszanego z zachwytem i cały czas miałam w głowie myśl – to musiał zaprojektować jakiś wariat ;-) Ja kicz lubię, więc byłam w siódmym niebie, ale zdaję sobie sprawę, że dla niektórych to może być jednak lekka przesada.

- zarezerwuj cały dzień – miałam bardzo napięty grafik i w Sintrze spędziłam tylko ok. 5 godzin. W tym czasie zobaczyłam tylko dwa zamki i to dość pobieżnie. Nestety mnóstwo czasu zajęło mi wspinanie się pod górę, a potem żmudne zejście krętą asfaltówką i uciekanie na pobocze przed mknącymi autokarami. Dlatego – zamiast kupować wspomnianą wcześniej kanapkę za 5 €, lepiej szarpnąć się na autokar, który zawiezie Cię niedaleko wejść do dwóch najciekawszych ( moim zdaniem) zamków. W ten sposób można zaoszczędzić dwie godziny i mnóstwo sił. A w okolicach zamków jest gdzie się włóczyć…Można np. wejść na najwyższe wzniesienie ( High Cross) – niestety brakło mi czasu, dlatego muszę tam wrócić, widok na zamki musi być świetny
- będziesz chciał/a tam wrócić :-) W Sintrze nie nudziłam się ani minuty ( no może oprócz kilku chwil we wnętrzach Palacio da Pena ), nie zdążyłam zobaczyć wszystkiego, co planowałam, choć zwiedzałam w biegu. Najbardziej żałuję Quinta da Regaleira – wprawdzie dowlokłam się tam ostatkiem sił, ale kiedy okazało się, że trzeba bulić kolejne 7 €, a ja jestem zbyt wykończona, żeby cieszyć się tym miejscem, zrezygnowałam. Nic na siłę, wrócę tam !

Sintra to był strzał w dziesiątkę i doskonałe rozpoczęcie moich portugalskich wakacji. To takie miejsce, gdzie można znów poczuć się dzieckiem ( nie na darmo Pena porównywana jest do zamków Disneya), zapomnieć o świecie zewnętrznym i związanym z nim stresie, zagubić na kilka godzin. Wycieczkę do położonego pod Lizboną miasteczka mogę polecić każdemu, nawet osobom, które, jak ja, nad zwiedzanie przedkładają górskie wyrypy.