Gór nie widać. Dzień zapowiada się byle jak, szaro, mgliście, beznadziejnie. Tylko czekam, aż zacznie padać. Normalnie trafiał by mnie szlag, ale nie dziś. Dziś jest mi naprawdę wszystko jedno. Wszystko, czego oczekuję od wycieczki w góry już było – dzień wcześniej – pogoda za sto milionów, widokowy opad szczęki, dziesięciogodzinna wyrypa, a na dokładkę wesołe towarzystwo. Ta wycieczka to trochę jak musztarda po obiedzie, zresztą nawet specjalnie nie chce mi się iść na to Solisko, nie wydaje mi się warte zachodu.

Wycieczkę zaczynamy ok. 9 rano w miescowości Szczyrbskie Pleso, które ostatni raz widziałam…wieczorem poprzedniego dnia, mam wrażenie, że wcale nie opuściłam tego miejsca ( choć nocowałam w Zakopcu). Na początku zapowiada się kolejny piękny, jesienny dzień. Ale szybko nadchodzą ciemne chmury. Jest ciemnawo,szaro,gnuśnie, a ja dodatkowo jestem przymulona i niewyspana – boli każdy mięsień po wczorajszym zdobywaniu Koprowego. Dlatego idę sobie spokojnie na samym końcu czterosobowej grupy. Szlak prowadzi najpierw przez las, a potem przez kosówkę. Nasz cel chowa się we mgle.
Pierwszy stop to schronisko u stóp Soliska, moim zdaniem średnio atrakcyjne miejsce. Być może dlatego, że jest położone w miejscu, gdzie strzeliste turnie ustępują miejsca łagodnej kotlinie popradzkiej i oferuje bardzo ograniczone widoki. Ma jednak to, co najważnejsze – knajpę i WC, a dla tych, którym zabrakło sił –wyciąg krzesełkowy, który za jedyne 9 € zwiezie ich w dół. Kiedy człowiekowi nawalają kolana, kasa nie gra roli, wiem coś o tym ;-)
My chowamy się przed porywistym wiatrem we wnęce pod werandą, uzupełniamy stracone kalorie i płyny ( degustacja dziwnej galaretki w płynie) , po czym drepczemy karnie w górę po kamiennym chodniku bez nadziei na jakiekolwiek widoki. Żeby było smieszniej – Tomek,które dziś do nas dołączył, całkiem niedawno był na Solisku i „widoki” miał identyczne – mleko. Po drodze spotykamy kilku Polaków, też beznamiętnie podchodzących do dzisiejszej, cudownej pogody ( bo podobnie jak my, są w Tatrach kiedy tylko się da).
Podejście na szczyt to kamienny chodnik, dość stromo, ale zajmuje tylko 45 minut. Wchodzę na szczyt jako ostatnia, kiedy towarzystwo na dobre zajęte jest już sesją zdjęciową. Solisko wita mnie porywistym wiatrem, piździ jak w kieleckim…..i przegania wiszące do tej pory nad szczytem i Doliną Młynicką chmury. Mroczny, ponury, dobijający dzień zmienia się o 180 stopni.Chmury mkną pomiędzy szczytami, niebo zmienia się teraz jak w kalejdoskopie.

Jest strasznie zimno. Jest cudownie. Rzucam plecak i biegam po wielkich skalnych płytach,coraz dalej i dalej od metalowego krzyża. Zaglądam w przepaść. W dole widzę szlak na Bystrą Ławkę, który przemierzałam kilka tygodni wcześniej.Kusi wydeptana ścieżka biegnąca wzdłuż grani, jak to na Słowacji oficjalnego szlaku brak. Szłabym! Ale może innym razem. Ogromna zazwyczaj piramida Krywania, pierwszy raz widziana z tej perspektywy, nieśmiało wygląda zza grani.
Jest tak pięknie, że siedziałabym tam cały dzień. Niestety, ci uczestnicy naszej wycieczki, którzy nie wpadli w amok zdjęć i nie biegają jak szaleńcy po skałach z aparatami, zaczynają odczuwać lekkie zniecierpliwienie. A także przejmujący chłód. Pewnie dawno zaczęliby schodzić, gdyby nie plecaki, pozostawione przez mnie i Olę na pastwę losu na skałach. Dlatego jak niepyszne wracamy na łono naszej wycieczki i schodzimy w dół do górnej stacji kolejki.
Tam kolejny popas i dość nudne zejście wzdłuż trasy narciarskiej. Końcówka jest dość stroma i na samą myśl, że miałabym tu zjeżdżać na nartach robi mi się słabo. Po zdobyciu Skrajnego Soliska wcale nie czuję się zmęczona, mogłabym jeszcze iść i iść, ale za bardzo nie ma gdzie.

Zostawiamy za sobą kapryśną, pochmurną, wietrzną i chłodną Słowację. Wracamy, żeby było śmieszniej, przez Zakopane, po drodze oglądając sznur zaparkowanych samochodów ciągnących się przez kilka kilometrów od Palenicy. Ech, nie chcę myśleć, co się działo tego dnia nad Morskim Okiem.
Bardzo żałuję, że nie spędziłam na Skrajnym Solisku tyle czasu, ile bym chciała ( patrz: aż przemarzłabym do szpiku kości), no ale kiedy dla odmiany wędruje się w towarzystwie trzeba się dostosować. Mimo, że nie miałam wielkich oczekiwań, to kolejny szczyt, który pozytywnie mnie rozczarował. Wycieczka na Skrajne Solisko to doskonała opcja, kiedy ma się tylko pół dnia do dyspozycji, słabą formę czy perspektywę niepewnej pogody. To zdecydowanie jeden z najłatwiej dostępnych tatrzańskich dwutysięczników. Wydaje mi się, że tak miło go wspominam przez spektakl pędzących chmur jaki czekał na nas na szczycie. Dlatego nawet kiedy zapowiada się beznadziejny dzień, warto mimo wszystko wyjść w góry.

PS. Na Skrajne Solisko muszę wrócić – mimo fajnego warunu jakość zdjęć, nie okłamujmy się, pozostawia wiele do życzenia. Niebagatelną rolę odegrał zapaćkany obiektyw ;-) Brawo ja!
Cześć. Jedno ze zdjęć przypomina Język Trola (Trolltunga), popularne i widowiskowe miejsce w Norwegii. Jak widać tu też miałaś co oglądać :-)
PolubieniePolubione przez 1 osoba
kurde, jestem pewna, że bym się zakochała w Norwegii…odstręcza mnie zimno…i ceny :-P
PolubieniePolubienie
Ceny bywają zabójcze, zwłaszcza dla przyjezdnych ale z tym zimnem się nie zgodzę. Od dwóch, trzech tygodni mamy w Norge temperatury powyżej 20 stopni. Takie Norweskie lato :-)
PolubieniePolubienie
My mieliśmy takie niespodzianki pogodowe, jak szliśmy (ostatecznie nie doszliśmy) na Koprowy. Dzień się nie zapowiadał, bo chmury po burzy, która szalała dzień wcześniej, wisiały nisko i można było podziwiać mleko. No ale skoro przestało padać, to wypełzliśmy ze schronu i to była najlepsza decyzja ever. Wyżej chmury uraczyły nas cudnym spektaklem. <3
PolubieniePolubione przez 1 osoba
jak wiesz jestem fanką słońca i upału, ale jednak stwierdzam, że jak są chmury jest o wiele ciekawiej ;-) I nigdy nie wiesz, na jaki warun trafisz ;-)
PolubieniePolubienie
Świetna wyprawa i relacja! Aż zatęskniłem za tym powietrzem górskim :P
Pozdrawiam i zapraszam – http://www.sfd.pl/Odblok__czy_tak_-t1115394.html
PolubieniePolubienie
Ale ale! Widoki boskie, a te chmury jak dla mnie dodatkowego uroku dodają. Pięknie musiało być na zywo :)
PolubieniePolubienie
tak, było magicznie właśnie przez te chmury!
PolubieniePolubienie
Strasznie dawno byłem w Tatrach Słowackich, które tak bardzo różnią się od Polskich Tatr – jest cisza spokój i praktycznie brak turystów. Jeżeli nie byłaś jeszcze w Chatce Teryego to polecam, bo klimacik jest niesamowity, a i okolice równie piękne.
PolubieniePolubienie
w Terince bylam raz, to był mój pierwszy wypad w Tatry Słowackie
PolubieniePolubienie
Po słowackiej stronie Tatr jeszcze nie byliśmy, ale jak widać widoki równie piękne jak u nas, trzeba będzie się kiedyś wybrać, aby zdobyć jakiś dwutysięcznik;-).
PolubieniePolubienie
ja bym zaryzykowała stwierdzenie, że piękniejsze ;-)
PolubieniePolubienie
Pogoda pogodą ale chociaż miałaś okazję wejść, najgorzej jechać, pogoda kiepska i wrócić, tego doświadczyłam.
PolubieniePolubienie
Mieliśmy podobną sytuację na Sri Lance – jedyny dzień, który mieliśmy na Horton Plains, powitał nas zimnem i straszną mgłą. Nawet nam radzili sobie darować wycieczkę. Po dwóch godzinach spaceru w mgłach nagle wszystkie chmury rozwiane wiatrem zniknęły i zostaliśmy z czyściutkim niebem na tzw. Dużym Końcu Świata – z nieziemskimi widokami.
PolubieniePolubienie