Pewnej październikowej niedzieli postanowiłam dla odmiany wybrać się w Pieniny. Zamiast szaroburej jesiennej tatrzańskiej zimy, miałam ochotę pooglądać kolorki. Nie rozczarowałam się! To był idealny dzień – ciepło, bez wiatru, cudownie kolorowo. Widok na Tatry w pakiecie. Z Wysokiego Wierchu, zamiast do Szczawnicy, zeszłam na słowacką stronę. Na Słowacji inny świat – taki spokojniejszy.
Wróciłam przez przełom Dunajca, gdzie tratwami płynęły wycieczki młodzieżowe, najprawdopodobniej oszołomione piwem wypitym w Czerwonym Klasztorze ( wnioskuję po darciu mordy). Niestety, powrót do Krakowa okazał się dość traumatyczny – kierowca busa naładował do niego dwa razy więcej ludzi niż ustawa przewiduje. A ja, po tym jak kulturalnie zwróciłam uwagę delikwentowi, naruszającemu moją przestrzeń osobistą, zostałam zołzą numer jeden w busie ;-) Bywa i tak…











Oj Pieniny są cudowne o każdej pory roku a kolorki zawsze zachęcają. Prześliczne zdjęcia. Te panoramy…. Ahhhh cudownie naprawdę :) Już tęsknię za nimi. Pozdrawiam :)
http://kasinyswiat.blogspot.com/
PolubieniePolubione przez 1 osoba